Ocena: 8

Frida Hyvönen

Silence Is Wild

Okładka Frida Hyvönen - Silence Is Wild

[Secretly Canadian; 29 pażdziernika 2008]

Rok bez pani grającej na pianinie jest rokiem straconym. Próbę poradzenia sobie z wydawałoby się wyeksploatowaną wzdłuż i wszerz formułą minimalizmu, zahaczającego miejscami o poezję śpiewaną, podejmuje duża Szwedka. Frida nie pierwszy raz usiłuje przebić się ze swoim repertuarem, jednak jej debiutancki album „Until Death Comes”, aczkolwiek udany, nie posiadał artystycznego potencjału dorównującemu „Silence Is Wild”. Dopiero tegoroczne wydawnictwo wydane nakładem Secretly Candian umieszcza pannę Hyvönen w gronie następczyń Joni Mitchell, Carole King, Anni-Frid Lyngstad, Agnethy Fältskog, Tori Amos, Polly Harvey czy kogo tam jeszcze usłyszycie poznając ten album. Inspiracje zapewne każdy łatwo odszuka, jednak jeszcze wyraźniejszym obrazem „Silence Is Wild” jest niespodziewany indywidualizm poszczególnych kompozycji, łączony w spójną całość chyba tylko przez wokal Fridy. Dużą rolę odgrywają też teksty, ale o tym za chwilę...

Wyobraźcie sobie, że dysponuję dużym kapitałem, dzięki któremu mogę sprawić, że płyta praktycznie pewna nominacji w kategorii „most underrated album of the year” zostaje ogólnoświatowym szlagierem. Ogromny potencjał artystyczny i nie bójmy się tego powiedzieć, przebojowy „Silence Is Wild” przy odpowiednich zabiegach promocyjnych uczyniłby z Fridy Hyvönen gwiazdę okupującą przez trzy, no powiedzmy, dwa tygodnie szczyt Billboardu.

Wyobraźcie sobie filmową love-story rozgrywającą się w Szanghaju - jako piosenkę promującą należałoby wylansować „Oh, Shanghai”. Wideo przeplatane scenkami z filmu i pianino ustawione na szczycie chińskiego drapacza chmur wraz z brzdąkającymi, orientalnymi dzwonkami zawieszonymi gdzieś pod dachem. Dodatkowo elementami dekoracji byłyby ważne dla opowieści „papierosy w pudełkach z różami i żurawiami”. Wszystko to kręcone z kamer na różnych wysięgnikach i helikoptera rozwiewającego plan zdjęciowy w stylu tego zdejmującego Slasha w „November Rain”. Wpakowałbym jeszcze uroczy akcent azjatyckich chórzystek, a gdy utwór w drugiej części się rozkręca - perkusje imitować mogliby chińscy dobosze. Pod warunkiem wpływów z kas biletowych chociaż w jednej czwartej równych tym z „Titanica” - sukces „My Heart Will Go On” byłby przyćmiony. Nie zeszmaciłbym jedynie Fridy żenującym zdjęciem na okładce singla w stylu Celiny czy Phil Colinsa.

Załóżmy, że chwyciłoby to Za Oceanem. Czas na podbój Wysp Brytyjskich. Wybór promotora jest oczywisty - „London!”. Utwór wypełniający klasyczne, rytmiczne znamiona hitu, z wyrazistym refrenem i prezentujący duże zdolności wokalne artystki, poparty lirykami o Sherlocku Holmesie, klubach dla dżentelmenów, dandysach i braku wiosny w stolicy Zjednoczonego Królestwa. Klip z tańczącą w strumieniach deszczu Fridą w charakterystycznych punktach miasta - czego chcieć więcej. Można jeszcze kierując się zasadą strzeżonego Pan Bóg strzeże, posmarować w rozgłośniach radiowych - niech za parę funciaków puszczają co dwie godziny. Uzależniające właściwości piosenki zrobią resztę.

Polećmy ponownie w eter. Tym razem z króciutkim „Scandinavian Blonde” trącącym nieco dokonaniami ABBY. Tutaj też wypadałoby nagrać odpowiednie wideo stylizowane na lata siedemdziesiąte. Powinno zyskać popularność na youtube, to klucz do sukcesu w czasach dostępności tego serwisu na iphonach.

Z singlami chyba koniec. Można by zaryzykować jeszcze wypuszczenie promocyjnego wydawnictwa „Sic Transit Gloria” z fantastyczną lekko skoczną partią smyczków i lirykami, które we fragmentach: „My brain partly well lit and I'm excellent in bed”, „Stand out so young so frash and modern next to the fading glory of all things living” i „and here we dance all stiff and athletic” „grają” rolę osobnych instrumentów. W innych krajach/mediach lepiej mogłoby sobie poradzić „Dirty Dancing” - nostalgiczna historia starej miłości piosenkarki i kominiarza.

Dobrze sprzedający się album nie może nie posiadać jakiś „kontrowersyjnych” momentów. Z „Silence is Wild" wybieram „December” - opowieść o wizycie w klinice aborcyjnej, w której pracuje fińska pielęgniarka a faceci mdleją, kiedy widzą krew. Szepnie się słówko organizacji „Women on Waves”, puszczą utwór z tego swojego kutra, machnie się pozew o odtwarzanie bez zezwolenia, głośna sprawa przed sądem zakończy się ugodą - ostatecznie wszyscy na tym zarobią.

Zabawna sekcja rytmiczna „z przytupem” w „Birds”, nieco ckliwy „Why Do You Love Me So Much”, a tak naprawdę każdy z numerów zawartych na „Silence Is Wild” nie stanowi wypełniacza. Musowo czy to „Pony” czy „Enemy Within” zyska popularność na forach internetowych, na których pojawią się sterowane wątki o albumie Fridy.

Żarty, żartami, ale jak mawia narrator popularnego filmu, „aż nie do k**** wiary”, że tak dobry album wspinając się na dziewiąte miejsce bestsellerów w Szwecji, nie wypłynął na szerokie wody. Doskonale wykorzystane instrumentarium, ciekawe aranżacje wydawałoby się zwykłych „pianinowych” utworów, momentami genialne teksty jak w „Science” czy gorzko-ironicznym „My Cousin". Taka mieszanka musiała zaskoczyć... No cóż, może jednak gdzieś ktoś doceni „Silence Is Wild” w podsumowaniu płyt anno domini 2008. Miejcie oczy szeroko otwarte. Tak czy siak z ulgą stwierdziłem, że album Fridy wyłapał podkreślenie na metacritic.com, jeśli więc nie wierzycie zbytnio w moje błyskotliwe pomysły-marzenia jako impresario odpowiedzialnego za promocję tej płyty - pójdzie za głosem tłumu. A jak się zachwycicie podarujcie egzemplarz jakiemuś radiowcowi w Dutch Harbor, Pietropawłowsku Kamczackim, Sydney czy Montevideo. Mój śmiały scenariusz się sprawdzi i tylko Wy będziecie pamiętać, że ta słynna Frida Hyvönen wydała swoje największe dzieło w roku z ósemką na końcu, a gdy znany z dołu do góry trzeciej planety od Słońca, album „Silence Is Wild”, osiągnie miano najwybitniejszej płyty 2009, nie będziecie mieli kłopotów kogo zrobić menadżerem Waszej nowej kapeli.

Witek Wierzchowski (30 grudnia 2008)

Oceny

Kasia Wolanin: 8/10
Witek Wierzchowski: 8/10
Przemysław Nowak: 6/10
Kamil J. Bałuk: 5/10
Średnia z 6 ocen: 6,16/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
zmywak
[12 stycznia 2009]
proszę się przyznać kto dał zero; nie będę bił

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także