Ocena: 8

Afro Kolektyw

Połącz kropki

Okładka Afro Kolektyw - Połącz kropki

[Polskie Radio; 17 listopada 2008]

[nawijkę zaczyna sajewicz:]

Kiedy to było, że słuchacze prawdziwej muzyki mieli hip-hop w dupie? W podstawówce? W gimnazjum? Sześć, dziesięciu lat temu? W szkole hip-hop zastępował chłopca do bicia – czterech go kopało, a piąty na niego lał. Uwierzcie: w pewnych środowiskach rapowanie do spóły z 2Pakiem uchodziło za żenujący brak wyrobienia. Ci wojujący gitarowcy, którzy na małoletnich dyskotekach kiwali się przy Jeremy spoke in the claaaaassss toooday... i podpierali ściany w takt „Gruby czarny kot przebiegł nam drogę...”, zasilili w końcu szeregi słuchaczy alternatywy i do pewnego momentu nadal trwali w pogardzie dla obwieszonego łańcuchami gatunku. Z czasem jednak pootwierali uszy i przyznali swoim co bardziej liberalnym kolegom, że „tego da się słuchać”. Wciąż jednak istniały podziały, istniały stylistyczne bariery, które wskazywały „tu jest rap, a tu jest riff. Tu rock, a tu hip-hop”; na forach dyskutowano, czy Screenagers.pl wypada publikować przegląd dokonań ziomalskiej braci, czy to trochę obciach.

Gdzieś tam, w którymś stadium ewolucji, polscy gitarowcy zasłuchali się w hip-hopie, ale większość z nich zasłuchała się tak, jak hipsterscy studenci pokochali jazz (miłością wybiórczą, ograniczoną do „Bitches Brew”, „A Love Supreme” i czegoś z dorobku Jarretta). Gdy niżej podpisany, ignorant Sajewicz, umieszczał El-P na szczycie swojego podsumowania zeszłych dwunastu miesięcy, robił to bardziej w charakterze znaczącego gestu. „Spójrzcie, można nagrać jedną z płyt dekady nie zahaczając o rock”. No jasne, że można – żaden sekret, matołku. Ale w takim podejściu – gdy się traktuje El-P jak ciekawostkę, odskocznię od codziennej rockowości – umyka istotny fakt, że to wciąż jest muzyka, cząstka globalnego brzmienia, i jeśli jest wystarczająco dobra, obroni się sama. Bez specjalnych przywilejów, bez tłumaczenia „dlaczego hip-hop MOŻE być fajny”.

Afro Kolektyw zawsze był ponad to. Nawet nieuważnie śledząc karierę zespołu, odnosiło się wrażenie, że chłopaki w głębokim poważaniu mają jak ich nazwiemy. To, że Afrojax nazywał siebie raperem, nie oznaczało, że jego horyzont zawęża się do rapu, ani też, że my powinniśmy tak go odbierać.

[błyskotliwy bridge w wykonaniu hanusiaka:]

Od samego początku (a jestem ich zwolennikiem od pierwszego ujrzenia w MTV „Czytaj z ruchu moich ust” gdzieś circa ’02), uważałem Afro Kolektyw za coś – jakże to banalnie i beznadziejnie brzmi – innego na naszej wciąż rozwijającej się scenie rymującej. „Smutni kolesie, którym nic nie wychodzi” stali w całkowitej opozycji nie tylko wobec Trzyhy czy Zip-Składu, ale też „studenciackiego” Fisza, zresztą podkreślając to nieraz w obrębie pierwszej płyty, czy to w skitach czy w szacie graficznej kultowej już „Pilśniowej”. Nie chodzi tu rzecz jasna o jakieś beefy, tylko o oderwanie stylistyczne – zarówno o lyriczne anty-bragga Afrojaxa i wówczas jeszcze Nestora, ale też o grające za nimi żywe instrumentarium, garściami czerpiące z soulu, funku czy jazzu. Następne „Czarno widzę”, choć wydane już w zupełnie innym kontekście, ekhm, historycznym i znacznie śmielej wychodzące w kierunku niezal-publiczności było w prostej linii przedłużeniem tej drogi.

[zastanawiając się czym jest „bragga”, sajewicz z powrotem dopycha się do mikrofonu. druga zwrotka:]

Tymczasem mamy schyłek 2008 roku, wszyscy jesteśmy bogatsi w doświadczenia, a niewiele mądrzejsi; i wszyscy labelujemy na potęgę. Trzymając w dłoniach nowy Afro Kolektyw i głosząc jego wielkość, wciąż chcielibyśmy ulec ogłupiającej kategoryzacji. Rację ma Wikipedia, kiedy mówi: jeśli jednostka znając zestaw cech danej kategorii osób lub członków grupy społecznej, zauważy przynajmniej jedną z tych cech u członka tej kategorii, wówczas automatycznie przypisuje mu wszystkie inne cechy pochodzące z zestawu danej kategorii społecznej. Kto wychodzi na tym najgorzej? Muzycy. Albo raczej: muzyka. A przecież sprawa Afro Kolektywu od samego początku nadawała się na przysłowiowy wyjątek od reguły. Przecież większe poważanie zespół miał wśród fanów gitarowej alternatywy niż wśród sympatyków Kalibru, Paktofoniki czy Elda (Eldo?). Czy przypadkiem jest, że Afrojaxowi akompaniuje żywa sekcja? Że odpowiadający za klawisze Miłosz Wośko był muzycznym konsultantem na solowej płycie Borysa Dejnarowicza? W końcu, że Afrojax swoje teksty publikował na Screenagers.pl? Z jednej strony Kolektyw znalazł niszę w szufladce „indie”, z drugiej „indie” przyjęło Kolektyw za własny. Trzeba jednak powiedzieć sobie: do diabła z szufladkami! Spróbujcie jednoznacznie sklasyfikować wydane nakładem Polskiego Radia „Połącz kropki”. Nie da się? Bo rozległe inspiracje, bo szeroki wachlarz gości i multum smaczków? To też, ale przede wszystkim w nowym Afro Kolektywie, w miejsce krępującego samookreślenia, grzęźnięcia w określonej stylistyce, mamy muzyczny hołd, mamy radość grania bez kompleksów. To w pewnym sensie podejście totalne – nagrywamy w taki sposób, żeby uzyskać jak najwięcej esencji. Jeśli piosenka potrzebuje przesterowanej partii gitary, to ją dostanie – bez względu „czy to jeszcze rap, czy już riff”.

[darek, dajesz refren!:]

Najpierw riff – muzycznie, zgodnie z oczekiwaniami, zespół jeszcze bardziej dystansuje się od hip-hopu, lecz nie na zasadzie absolutnego odrzucania go tylko wzbogacenia różnymi nietypowymi brzmieniami – niejednokrotnie warstwę muzyczną wzbogacają liczni goście z rozmaitych szufladek stylistycznych (jest też indie-ukłon w postaci featuringu panów z zespołu Muchy), pojawiają się stylistyczne i brzmieniowe eksperymenty. Słowem: całkowity już crossover hip-hopu i tzw. sceny niezależnej. Oczywiście słowo „eksperyment” tam wyżej nie oznacza xenakisowskich skitów, wręcz przeciwnie – śpiewane (!) refreny, nośność i komercyjny potencjał takich utworów jak „Przepraszam”, „Najlepszy informatyk w mieście” czy disco-klubowy-zwokoderyzowany „Mozart…” wręcz powalają. To rozwinięcie formuły „Szewczyka” do kwadratu – radiowe i parkietowe hity, których niestety pewnie nikt nie puści. Żeby nie było tak różowo, czasem trafiają kulą w płot – nie odczuwam domniemanej kultowości „Będę was bić mocno i długo (no, za wyjątkiem tego, że to tytuł roku), zupełnie nie przekonuje mnie też „Ostateczne rozwiązanie…”. Za to „Mężczyźni…” z marszu wbijają się do top 3 utworów grupy; psychodeliczny bit, dramaturgia, pozytywna (!) spinka i historia opowiadana przez Afro czynią z trzeciego utworu najmocniejszy fragment płyty.

Na podstawie tego utworu płynnie przejdźmy do osoby Afrojaxa, który w „Mężczyznach…” potwierdza absolutne mistrzostwo. Nie ma tu pół zbędnego słowa. Słuchając pierwszy raz, nie zaglądając w insert, myślałem, że na początku kawałka nawija Łona (to miał być wyszukany komplement, bo pierwsza zwrotka wymiata po całości). Przechodząc od szczegółu do ogółu: Jax na całym „Połączu” sprawia wrażenie dużo bardziej sarkastycznego, zgorzkniałego, momentami (zwłaszcza we „Łzach…”) agresywnego (widzicie podobieństwo z „Absurdem i nonsensem”?). Absolutnie nie ma to wpływu na ilość błyskotliwych sformułowań, których – wybaczcie – nie będę wyliczał, bo chcę jeszcze coś podziałać tego sobotniego popołudnia. Kończąc tę laurkę, dodam, że krytykowanie tekstowej twórczości Afrojaxa pod kątem braku flow/techniki czy niewymawiania tego czy tamtego to grube nieporozumienie. This-is-pop, a poza tym na palcach jednej ręki można policzyć na naszej scenie (niespecjalnie mam na myśli legalną hip-hopową) ludzi umiejących w tak kreatywny sposób jednocześnie operować językiem polskim oraz obserwować i opowiadać (storytelling!) historie wpasowane w kontekst tego, co jest tu i teraz.

[wzruszające pasaże fortepianu. zmiękłem:]

Oczywiście poprzednie dokonania zespołu sugerowały wycieczkę w tym kierunku, a na „Kropkach” inteligencja Afro Kolektywu krystalizuje się do wręcz namacalnej postaci. Tutaj rozkminy dotyczące undergroundowego hip-hopu (do którego z taką lubością – jedni, albo ironią – drudzy, odnoszą się słuchacze alternatywy) tracą elementarny sens. A co za różnica, które środowisko uzna tę płytę za własną? Czy sądzicie, że hip-hopowy Kolektyw zyska uznanie w oczach ludzi, którzy nie rozumieją ludzi, którzy nie rozumieją hip-hopu w Polsce? A jeśli nie, czy ma to jakieś znaczenie dla recepcji tej płyty? Czy powinniśmy ją w recenzji zawłaszczyć i oblepić naklejkami „niezal”. Jaki sens ma, na której półce w hipermarkecie będą „Kropki” leżeć? Pewnie żaden. Ważne żeby zwyciężyła muzyka. A tutaj zwycięża.

Paweł Sajewicz feat. Dariusz Hanusiak (22 grudnia 2008)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 8/10
Maciej Lisiecki: 8/10
Marta Słomka: 8/10
Paweł Sajewicz: 8/10
Dariusz Hanusiak: 7/10
Jędrzej Szymanowski: 7/10
Marcin Małecki: 7/10
Łukasz Błaszczyk: 7/10
Jakub Radkowski: 6/10
Kasia Wolanin: 6/10
Krzysiek Kwiatkowski: 6/10
Mateusz Krawczyk: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 25 ocen: 6,68/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: iwan
[24 listopada 2009]
Ja mam wrażenie,że na tej płycie momentami więcej pary poszło w produkcję niż w pisanie utworów. W efekcie trochę nadmuchane toto jest, ale i tak bardzo lubię, choć poprzednia była lepsza.
Gość: hehehe
[2 lutego 2009]
pilśniowa lepiej zrealizowana? ROTFL
Gość: Dj Słodycz
[1 lutego 2009]
Płyta kiepska niesamowicie to nie to co pilśniowa .... kiepsko zrealizowana ...

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także