Ocena: 5

Fisz Emade

Heavi Metal

Okładka Fisz Emade - Heavi Metal

[Asfalt Records; 21 listopada 2008]

Skład Iron Maiden, nieudane historie z kobietami, Górnik grał z Legią, Tekken - na papierze wszystko jest jasne; bracia Waglewscy chcieli nagrać coś na kształt rozliczeniowego, wspominkowego concept-albumu. Tyle tylko, że na połowie materiału de facto nie wiadomo, co artysta chciał powiedzieć.

Jeśli chodzi o emce, to tu już naprawdę nie chodzi o „antyflow”, który niektórzy zarzucają mu od dawna. Od początku te kwestie mi zwisały, generalnie respect, ale tutaj – zresztą tak jak i na „Piątku 13” – już momentami w ogóle nie wiem, co Fisz chce przekazać. Na szczęście nie nadużywa już porównań w tak denerwujący sposób jak ostatnio, ale zazwyczaj powolna i kanciasta nawijka w większości przypadków nie prowadzi do żadnej puenty, nie daje się zapamiętać i swoją anemiczną formą wręcz nakłania do skipowania. Co więcej, od jakiegoś czasu starszy Waglewski ma jakieś dziwne inklinacje do serwowania „mocnych” (bardziej tematycznie niż mięsnie) sformułowań – może za młodu brzmiał naiwnie, ale dziś prezentuje się jak Przemysław Gosiewski na konkursie Mistrza Mowy Polskiej. Nie wykorzystuje potencjału leżącego w lejtmotywie płyty, całkowicie masakruje niektóre utwory („Furiat”, „Kawa i papierosy”); „Pani Bum Bum” to nie „Ms. Fat Booty”, Fisz nie jest „polskim Mos Defem”. Generalnie za wyjątkiem „666” cała druga połowa albumu przez wokal nadaje się do kosza. Stwierdzenie, że człowiek przy mikrofonie zawala album może jest nieco za mocne, ale rymy Fisza denerwują – za często i bardziej niż kiedykolwiek.

Za to Emade na odwrót – formę prezentuje bardzo solidną, a co więcej unika zjadania własnego ogona. Zgodnie z myślą programową, bardzo sprawnie inkorporuje w podkłady elementy heavimetalowe, czego exemplum jest choćby opener czy końcowe wejście gitary w singlowej „Wiośnie ‘86”, od razu przywodzące na myśl analogiczną sytuację w albumowym „Czytaj z ruchu moich ust”. Bity są ogólnie mocne, surowe, ale nie prostackie – słychać echa a to Company Flow („Furiat”, znowu opener), a to późnego ?uestlove’a („Szef kuchni”, „Najpiękniejsza...”), standardowo są IDMowe naleciałości, gdzieniegdzie przebijają się patenty znane z płyt Madliba. Pod względem muzycznym jest bardzo, bardzo przyzwoicie, nie kupuję jedynie „Disco” z wbitym w refren Janerką. Można przykleić etykietkę „znak jakości”.

Teraz trzeba jakoś wystawić ocenę, unikając orgazmów wydobywających się z głośnika radia nastawionego w Krakowie na 99,40, jak i RYMowego hejterstwa - ni to radiowa rewelacja (zwłaszcza w kontekście nadal mocnego „F3”), ni szlam na średnią ocenę nieco powyżej 2/10. Jak już wspomniałem, Fisz wyłożył prawie całą drugą połowę płyty, ale momentami on też daje radę – „666”, „Szef kuchni”, „Najpiękniejsza...” czy w najlepsza na płycie „Wiosna ‘86” to naprawdę bardzo przyzwoite utwory; ten ostatni w ogóle plasuje się w czołówce nagrań duetu. Trzeba było EP-kę z tego zrobić, bo jest nierówno jak cholera. Fisz 3, Emade 7, wychodzi 5.

Dariusz Hanusiak (2 grudnia 2008)

Oceny

Dariusz Hanusiak: 5/10
Marta Słomka: 5/10
Mateusz Błaszczyk: 5/10
Mateusz Krawczyk: 5/10
Maciej Lisiecki: 4/10
Średnia z 9 ocen: 5,55/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: gościu
[20 lipca 2010]
popieram przedmówcę, płyta jest kapitalna, żal troche ''recenzentuff''
Gość: /b/
[6 sierpnia 2009]
No chyba was pojebało.
Gość: first things first
[14 stycznia 2009]
panie rezencent....wlasnie dlatego nie lubie recenzji...bo jakis tam pan recenzent powie,ze fisz nawija kiepsko i tak ma byc...!! akurat nieprawde, bo plyta jest fenomelanla i to wszystko na temat. bardzo dojrzala produkcja, odbiegajaca od modnego dzisiaj podziemia, panczlajnow an sile i tego typu akcji. gusta i gusciki.. pokoj!

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także