Pustki
Koniec kryzysu
[Agora; 17 października 2008]
Zanim pierwsze nagranie z nowej płyty Pustek zaczęło śmigać po Trójce (być może także po innych rozgłośniach), wydawało się, że będzie to album dla tego zespołu przełomowy pod wieloma względami. Przede wszystkim rozstanie z Jankiem Piętką zwiastowało przyspieszenie tempa zmian stylistycznych, kierując zespół w stronę bardziej eksperymentalną. Na koncertach Radek Łukasiewicz i spółka puszczali dyskretnie oko w stronę post-rocka, wydana zaraz po poprzednim albumie EP-ka „Nic do powiedzenia” poza piosenką tytułową zawierała kompozycje instrumentalne lub takie, w których partie instrumentalne pełnią rolę pierwszoplanową. Mało kto był jednak w stanie przewidzieć, jaką formę przyjmie nowy materiał, a wiadomo, że nic tak nie wzmaga niecierpliwości, jak ciekawość i niepewność. Dlatego zainteresowanie zawartością krążka „Koniec kryzysu” zaczęło się na długo przed jego oficjalną premierą. A jaki jest końcowy efekt? Cóż, już teraz widać, że część osób zakochała się w nowym wcieleniu formacji, a część, w tym niżej podpisany, zawiodła się skalą zmian i tempem muzycznej ewolucji. Co nie oznacza – i chciałbym to zaznaczyć z góry – że nowa płyta Pustek jest słaba. Ona po prostu nie jest aż tak dobra, jak można było oczekiwać.
Zawód przeżyją prawdopodobnie wszyscy ci fani grupy, którym nowe, post-rockowe oblicze koncertowe przypadło do gustu najbardziej. Na nowym albumie Pustki zdają się całkowicie odpuszczać tę drogę rozwoju i skupiają się przede wszystkim na zabezpieczeniu tych muzycznych terenów, które z powodzeniem podbili dwiema poprzednimi płytami. „Koniec kryzysu” jest w gruncie rzeczy bardziej dopracowaną i przemyślaną wersją „Do Mi No”, zdradzającą niestety – niewielki bo niewielki, ale jednak – spadek kompozytorskiej formy. Pod nieobecność Janka Piętki piosenki przybrały bardziej stonowany i eksperymentalny charakter, co nie zawsze wyszło całemu materiałowi na dobre, choć niektóre rozwiązania sprawdziły się zaskakująco dobrze. W „Nudzie” muzykom udaje się za pomocą dźwięków wiernie oddać stan emocjonalny, którego dotyczy utwór, a „Senty menty” zyskują dużo przestrzeni dzięki minimalistycznej aranżacji. Odpowiedzialność za śpiew wzięła niemal w całości na swoje barki Basia Wrońska i przyznać trzeba, że wyszła z tego obronną ręką, a serwowane przez nią wokalne harmonie, które stały się już elementem sztandarowym grupy, są ponownie jednym z najsilniejszych punktów materiału. Brak bardziej żywiołowych, energicznych momentów powoduje jednak, że płycie brakuje większej liczby punktów zaczepienia, takich jak singlowe „Parzydełko”. Dość powiedzieć, że uwagę przykuwają przede wszystkim momenty, w których zespół przyspiesza i daje się ponieść szaleńczym emocjom, jak na przykład w końcówce „Niezdrowego rozsądku”. Dobrze, że chociaż warstwa liryczna pozostała na poziomie, do którego Pustki przyzwyczaiły nas swoimi poprzednimi dokonaniami. Na nowej płycie możemy więc delektować się tekstami, które w niezwykle celny i dojrzały sposób opisują zawiłości ludzkiej natury, meandry różnych stanów emocjonalnych i uczuć towarzyszących człowiekowi podczas codziennego życia. Już choćby z tego względu warto dać płycie „Koniec Kryzysu” szansę, bowiem w otoczeniu błahych lub wręcz żenujących tekstów piosenek, jakie serwują nam polscy wykonawcy z tak zwanej pierwszej ligi, słowa poszczególnych utworów pozwalają z ulgą odetchnąć i poczuć kojące orzeźwienie.
Pustkom należy się za ostatnią płytę wysoka ocena, bowiem pomimo swoich wad i niedociągnięć muzyka na „Końcu kryzysu” to nadal najwyższa jakościowo półka wśród polskich wykonawców. Takie utwory, jak „Parzydełko” czy „Jesień”, podtrzymują wiarę w nietuzinkowe umiejętności artystyczne i poetyckie grupy, ale ogólne wrażenie niedosytu jest zdecydowanie większe, niż miało to miejsce w przypadku „Do Mi No”. Ciężko w tej chwili powiedzieć czy Pustkom uda się w końcu przekroczyć tę niewygodną granicę, oddzielającą artystów bardzo dobrych i perspektywicznych od wybitnych. Z każdą kolejną płytą szanse na to niestety maleją.