Ocena: 7

Of Montreal

Skeletal Lamping

Okładka Of Montreal - Skeletal Lamping

[Polyvinyl Records; 21 października 2008]

Wyobraźnia twórców nowych terminów, określających style muzyczne, nie zna granic. Słuchasz sobie spokojnie Nicka Cave’a, wiedząc, że obcujesz z twórczością geniusza post-punku, a po chwili czytasz artykuł, że jest on jednak protoplastą gothic americany. Włączasz klasykę kraut-rocka, jednak za moment staje się ona klasyką psychodelicznego electro-popu. Nazywanie tego samego inaczej - oto, przy lekkim uproszczeniu, cała humanistyka. Inspiracją dla twórców nowych łatek, metek czy szufladek muzycznych z pewnością może być nowa płyta Of Montreal. Postanowiłem więc wyprzedzić innych śmiałków i uczynić jej recenzję pretekstem do sformułowania wytycznych nowego muzycznego nurtu. Tak więc: Panie i Panowie, jesteśmy świadkami narodzin zapp-rocka!

Termin „zapp-rock” w pewnym stopniu odwołuje się do Franka Zappy, jak i do kapeli Zapp and Roger, jednak te skojarzenia nie są najważniejsze. „Zapp-rock” swoją nazwę zawdzięcza bowiem przede wszystkim zappingowi (dla niewtajemniczonych: jest to sposób oglądania telewizji polegający na ciągłym przełączaniu się z jednej stacji na drugą). Można jeszcze wspomnieć o ciekawej dwuznaczności słowa „zap”, którą przynosi internetowy Cambridge Dictionary. Oznacza ono z jednej strony „destroy”, z drugiej „go quickly”, co idealnie współgra z dekonstrukcjonistyczną pasją obecną na „Skeletal Lamping”.

Każda propozycja Of Montreal zmuszała recenzentów do wyliczania wielu źródeł inspiracji. W przypadku nowego materiału jest ich tyle, że w zasadzie można by z tej metody opisu zrezygnować i ograniczyć się do przywołania dwóch nazw: Hood Internet i Girl Talk. Muzycy z Georgii uraczyli nas bowiem płytą, na której sytuacja zmienia się w tempie charakterystycznym dla mash-upów. Otrzymujemy więc multiwątkową, niedającą chwili wytchnienia mieszankę, przy której poprzednie krążki zespołu wyglądają na szlachetnie minimalistyczne. Nad ideą płyty jako zestawu następujących kolejno, czasem kilkudziesięciosekundowych fragmentów Kevin Barnes myślał od czasu ukończenia „Hissing Fauna”. Ten stylistyczny rozgardiasz został dodatkowo połączony z nie mniej szaloną fabułą. „Skeletal Lamping” to bowiem opowieść o fantazjach Georgie Fruit, która (który?) jest powołanym przez Barnesa transseksualnym, czarnoskórym alter ego. Takie ekscentryczne koncepcje zwiastują zazwyczaj albo genialne dzieła, albo grafomańskie, przeintelektualizowane kicze, maskujące w nieudolny sposób twórczą impotencję. Jak jest w przypadku nowej płyty Of Montreal?

Odpowiedź na to pytanie nie może być jednoznaczna. Słuchając „Skeletal Lamping”, raz obcujemy z fragmentami zachwycającymi, niesłychanie pomysłowymi, by za chwilę trafić na manowce progresywności. Na szczęście wszystkie wątpliwe pomysły bądź motywy brzmiące jak cytaty z wcześniejszej twórczości są błyskawicznie kontrastowane z czymś zaskakującym, ożywczym, przywracającym wiarę w ten album. Jeśli więc podczas słuchania „Skeletal Lamping” poczujecie się jak w domu, to możecie być pewni, że za chwilę zostanie on porwany przez trąbę powietrzną i przeniesiony do krainy Oz. Na tym właśnie polega szczególna siła tej płyty, która mimo licznych mielizn, chyba najlepiej w ostatnich latach wywołuje – postulowany dawno temu przez Witkacego – efekt „dziwności istnienia”.

Mimo że nowy materiał Of Montreal, jako całość, nie wytrzymuje porównania z „Hissing Fauna…” czy „Sunlandic Twins”, trudno nazwać go rozczarowującym. Jest on bowiem z jednej strony szalonym, z natury rzeczy chaotycznym, narcystycznym benefisem, z drugiej zaś nowatorską formalnie demonstracją artystycznej siły i kreatywności. Nie brakuje tutaj utworów, które z pewnością uzyskają status wyczekiwanych na koncertach klasyków – „St. Exquisitie’s Confessions” to wyjątkowa na tle wcześniejszej twórczości grupy soulowa ballada, będąca skrzyżowaniem Sly And The Family Stone z Flaming Lips, „Gallery Piece” czy „Id Enganger” pokazują, że w pisaniu arcyprzebojowych, surrealistycznych disco-funków Of Montreal jeszcze długo nie doczekają się konkurencji, a pierwsza część „Woman’s Studies Victims” to być może najciekawsze tegoroczne dwie minuty. Jeśli więc wydawało wam się, że oni „zagrali już wszystko”, zapewne miło się rozczarujecie.

Piotr Szwed (6 listopada 2008)

Oceny

Piotr Szwed: 7/10
Artur Kiela: 6/10
Dariusz Hanusiak: 6/10
Katarzyna Walas: 6/10
Krzysiek Kwiatkowski: 6/10
Marta Słomka: 6/10
Mateusz Krawczyk: 6/10
Przemysław Nowak: 6/10
Kamil J. Bałuk: 5/10
Łukasz Błaszczyk: 5/10
Kasia Wolanin: 4/10
Kuba Ambrożewski: 4/10
Średnia z 17 ocen: 5,70/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także