Maed
Untouchable Stories
[16 Wersów; 25 września 2008]
Maed to jeden z tych wielu polskich projektów, które ciągle nieśmiało, ale już coraz częściej wychodzą z ukrycia w domowych zaciszach. Ich bardzo charakterystyczną cechą jest zbytnie zapatrzenie w spopularyzowane gatunki, choć pod ich przykryciem przemycają całkiem oryginalne pomysły. Maed jest pod tym względem dość typowym przypadkiem. Charakteryzuje swoją twórczość jako „unikalny styl na pograniczu nu-jazzu z elementami elektroniki i zabawy dźwiękiem” i choć z tym opisem polemizować się nie da, to trudno oprzeć się wrażeniu, że przyjętą estetyką zasugerował się nieco za bardzo.
„Untouchable Stories” miało być w zamierzeniu autora ilustracją klimatu wielkiego miasta i dosyć mroczna to wizja. Czyżby Gotham City? Wycieczka przez metropolię wiedzie głównie dobrze znanymi szlakami pomiędzy jazzem i elektroniką, ale Maed dosyć umiejętnie omija główne arterie komunikacyjne, wybierając nieco mniej znane i słabiej oświetlone ulice. Rzecz przede wszystkim we wszechobecnym jazzowym instrumentarium, które (o ile dobrze mi się wydaje) jest w dużej części generowane syntetycznie. Utwory brzmią w konsekwencji nieco sucho, ale dobrze koresponduje to z tworzonym klimatem zagubienia w betonowej dżungli. Inteligentnie samplowane trąbki i ten miękki dźwięk będący wypadkową wibrafonu i syntetycznego odpowiednika organów Hammonda, pozwala nieco się rozmarzyć w podziwie dla mini spektaklu odbijających się z daleka świateł centrum. Nieco leniwy trip nabiera tempa, puls serca określają wyraźne linie basu. Zapomnijcie jednak o samochodzie. Poruszamy się pieszo. Energiczny spacer (ale nie żaden tam power walking) lub ewentualnie jogging wymuszony strachem przed wydumanymi zagrożeniami dla zdrowia i życia, czającymi się w wiecznie nienasłonecznionych zaułkach, przedstawiających się charakterystycznym zapachem: świeża uryna w nucie głowy i paleta restauracyjnych resztek w nucie serca. Regularny rytm miasta: tramwaj wystukujący breaki na złączeniach torów, chór obcasów. Odgłosy bardzo typowe. Po prawej mijamy pełną kolorów abstrakcyjną płaskorzeźbę chodnikową: tak „jest w niedzielę nad ranem: po sobotnich balach...”. Szum, hałas ruchliwej nawet o tak późnej porze ulicy przedzierający się przez labirynt budynków o chropowatych, poniszczonych fasadach. Maed nie stara się ukrywać naturalnego brudu, ale umiejętnie wplata go w kreowaną przestrzeń.
Ogólnie rzecz biorąc przyjemny, spokojny ale dość krótki wieczór. To miasto niczym jednak nie zaskakuje, jest jednym z wielu, a niektóre rozwiązania architektoniczne i przestrzenne trącą wręcz plagiatem bardziej popularnych miejscowości. Nie ratuje sytuacji nawet dość bogata oferta z kategorii turystyki alternatywnej, gdyż większość zastosowanych chwytów dawno alternatywna być przestała. „Untouchable Stories” kojarzy mi się bardzo z produkcjami tandemu Ćmy, z tą różnicą, że tam punktem wyjścia był funk, tutaj pod oldskulowymi breakami dominuje smooth jazz wpleciony w senno-mroczne klimaty. Szkoda, że ciekawe pomysły giną nieco w otchłani schyłkowej już konwencji. Stąd w szybkim korespondencyjnym pojedynku nowych elektronicznie jazzujących projektów pewne 2-0 dla MorFa, który wycisnął z tej stylistyki dużo więcej. Ale i tak Michał Lewicki debiut zalicza przyzwoity.
Ciekawostką z pewnością jest otoczka albumu, któremu towarzyszy mały przewodnik po mieście. Kolejne dzielnice, które zwiedzamy charakteryzowane są pełnymi słownych gierek abstrakcyjnymi historyjkami autorstwa Piotra Dziewońskiego. Z muzyką mają tą cechę wspólną, że bardzo dobre patenty gubią się w nadmiernym przywiązaniu do formy... Album posiada tą niewątpliwą zaletę, że możecie go bez wyrzutów sumienia pobrać z sieci, ze strony przygotowanej przez label 16 Wersów (odpowiedzialnego również za wspominany na Screenagers.pl album hip-hopowego Mil Mnóstwo), gdzie znajdziecie również trochę fotografii uzupełniających projekt wizualnie. Fajnie, że komuś się chce.