Why?
Alopecia
[anticon; 11 marca 2008]
Jest jedenasty marca dwatysiąceósmego roku, Jack Baldwin III siedzi w swojej sypialence gdzieś na północy miasta i jara blanta,wstał kilka minut temu. Jego myśli gryzą, jego głowa na(nanana)a, coś bardzo chce z niej wyjść, ale wspomnienia poprzedniego dnia zasadniczo nie dają temu czemuś dojść do głosu. Zerka kątem oka na okno - zasyfione, niemyte od kiedy się tu wprowadził; okno, w tym kosmosie z okien, okienko. Nie może niczego przez nie dojrzeć. Z sufitu zwisa grzyb – a mówili, żeby go zeskrobać zawczasu. Pościel śmierdzi, za oknem ludzie śmierdzą i są głośni. I śmierdzą. Ulica jest pełna i zła. - Dlaczego? - pyta, ale nikt mu nie odpowiada, bo kto miałby to zrobić? Pokój od trzech tygodni jest niezamieszkany, wszyscy kumple go zostawili, a czynsz, dotąd rozkładany skrupulatnie na pięć części, będzie musiał zapłacić sam. Sam. Faktycznie trochę przysnął. Jest Sam, jak Sam Prekop, kiedy opuścił go na jakiś czas Archer Prewitt. Jest Sam, jak perski ludowy bohater, którego imię znaczy w tamtejszym języku „ciemność”. - W pokoju jest faktycznie ciemno – Jack uśmiecha się do swoich myśli i włącza komputer. Z ekranu wyziera porno. Nie podoba się Jackowi. Szuka innego. To wszystko go trochę przerasta. Być może zadzwoniłby, gdyby matka żyła. Zadzwoniłby do niej i poprosił o trochę hajsu, żeby spłacić totamto, żeby związać końcem z końcem, no ale nie da się, słaby ten koniec. Wyciąga z lodówki wódkę, nie otwiera jej, ona jest otwarta od kilku miesięcy, a zakrętka się zgubiła. Łyk, łyk. Wpisuje w Google coś, co widzi mu się ostatnią szansą na poprawę humoru:
TWO MEN FUCK IN A DARK CORNER OF A BASKETBALL COURT IN BERLIN
Zawsze miał niezłą perwę, ale z hasła, które wymyślił, ucieszył się jakoś bardziej. Niestety, daremnie. W Google Image wyskakuje tylko jakaś ucieszna parka w wieku takim, że powinni już nie żyć, jakiś fagas podpisany Kentucky Basketball, a po wyłączeniu umiarkowanego filtra rodzinnego, jako drugi wynik Jack może się zapoznać z laską, niestety jest ubrana. Przypadkiem, no, omsknęła mu się ręka, klika na szukanie tekstowe. Jest coś. Why?, Alopecia, The Hollows. Te słowa jakoś śmiesznie pasują do jego obecnej sytuacji. Wszystkie trzy. Googluje. Czyta. Słucha.
- Fajne to Why. Najfajniejsze mają teksty, dawno takich nie słuchałem – myśli sobie Jack i analizuje „Fatalist Palmistry”:
I sleep on my back, cause it’s good for the spine aaaand coffin rehearsal/ I know a psychic who reads her own palms (…) She keeps her fists shut tight and she sleeps on her side/ Weell, maybe she knows something I don’t know.
Bardzo to zabawne, podoba się – dodaje, jakby ktokolwiek zwracał na niego uwagę i słucha dalej. Lubi bardzo „Good Friday”, może dlatego, że występuje tam zwrot „black and Puerto Rican porno”. Wpisuje znowu w Google, żeby zobaczyć dokładny tekst. Niestety wyświetla się tylko jakaś dziwna piosenka dwóch sióstr, z których jedna ma pomalowaną twarz, druga jest Indianką (czy tam indie, zawsze mu się myliło) i ma wąsy. - Ale to chyba nie Why?, chociaż z drugiej strony ta ich piosenka przypomina sam początek utworu „Gnashville”. - Noo, jest już to, co trzeba. Więc bardzo się utożsamiam z linijką: I cried to myself in the pisser. Chlip, ile razy tak mi się przydarzyło. Ten Yoni Wolf to jest jednak bardzo dobry tekściarz, takie to jest wszystko życiowe – stwierdza ostatecznie Jack i postanawia podzielić się z kimś swoimi doznaniami.
- Cześć Chloe, tu Jack, Jack Baldwin III!
- Eeeehm?
- Właśnie słucham świetnej płyty, „Alopecia”, zespół Why?, wiesz, związani z anticon.; cLOUDDEAD się chyba rozpadło, kojarzysz nie?
- Mrreheehe?
- Nie no, spoko, to ci powiem, widzę, że trochę mało słuchasz muzyki. Więc teksty, teksty są tu najważniejsze, bo są ironiczne, trochę przygnębiające, ale jednak bawią, tzn. nawet mogą cię wyciągnąć z depresji, w sensie, że inni mają gorzej. Abstrakcyjnie to wszystko ujmują, poetycko, ale nie grafomańskoooo…
- PHEEEE!?!
- Hm, masz jakieś kłopoty werbalne, no ale kontynuując - muzycznie to nie jest ani hiphop, ani rock. Takie coś pomiędzy, zupełna dwuznaczność. Są utwory żywsze, mniej żywe i takie kompletnie nieżywe. Jest coś leczniczego w tej muzyce. W sensie, że ten zespół powinien się leczyć. Halo?
- Bip, bip, bip…
- Nieeeeeeeeeeeee, odcięli mi telefon, odcięli, DLACZEGO?, DLACZEGO?, DLACZEGOOOOOOO????
Odpowiedziała mu cisza jak stąd do Oakland, California.