Ocena: 5

Matmos

Supreme Balloon

Okładka Matmos - Supreme Balloon

[Matador; 6 maja 2008]

Amerykański duet to niewątpliwie wysokiej rangi specjaliści w tworzeniu abstrakcyjnej, działającej ze zdwojoną siłą na wyobraźnie, muzyki elektronicznej. W przypadku „A Chance To Cut Is A Chance To Cure” oparli brzmienie na dźwiękach pochodzących z różnego rodzaju zabiegów medycznych i operacji. Z wszechogarniających szumów, trzasków i przedziwnych, zniekształconych odgłosów stworzyli bazę sampli i na jej podstawie, niczym ze skomplikowanej układanki puzzli ułożyli jedną, niezwykle intrygującą całość, do tego stopnia, że wszystkie elementy znalazły się we właściwych miejscach. Także poprzednia płyta Matmos, „The Rose Has Teeth In A Mouth Of A Beast” wzniosła się na wyżyny artystyczne, pomimo wrażenie niedostępności, jaki sprawiała przy pierwszych przesłuchaniach. A to wszystko dlatego, że panowie zawsze mieli w głowie jasny koncept, cel i środki do jego osiągnięcia. W takich okolicznościach o efekty można było być spokojnym.

Na tym tle „Supreme Balloon” jednak nieco zawodzi oczekiwania. Ale nie dlatego, że jest dziełem dużo prostszym, surowym i chyba najmniej udziwnionym. Zresztą taki też był zamysł duetu, więc w tej kwestii trudno polemizować z taką czy inną decyzją. Nad całością dominuje analogowe brzmienie syntezatorów, a co za tym idzie czuć ducha Kraftwerk czy eksperymentów brzmieniowych, żywcem wyjętych z czasów świetności kraut rocka. Zdarzają się chwytliwe fragmenty, jak otwierający „Rainbow Flag”, czemu sprzyja fakt, że większość kompozycji zamyka się w czasie trwania nie przekraczającym 4 minut. Wyjątkiem jest utwór tytułowy, który można odbierać jako muzyczną epopeję czy nawet księgę pełną różnych odniesień muzycznych. Kompozycja rozwija się powoli, wręcz ślamazarnie wyłaniając się z ambientowych, nieco powyginanych przestrzeni. Odkrywa nowe możliwości, wątki, napotykając jednocześnie na kolejne zmiany akcji, co może przywodzić na myśl „Autobahn”, pod warunkiem, że przyłożymy tutaj odpowiednią miarę. Niestety koncept „Supreme Balloon” oparty na zderzeniu krótkich, stosunkowo przystępnych utworów z ponad 20 minutową suitą sprawdza się raczej średnio i gdzieś umyka, a wplecione w środku, barokowe „Les Folies Francaises” dodatkowo potęguje wrażenie przypadkowości. W ogólnym rozrachunku płyta jest stosunkowo interesującą podróżą w przeszłość, do czasów, w których muzyka elektroniczna była zdominowana przez brzmienie syntezatorów, ale brakuje tu elementu zaskoczenia i wydaje się, że choć ten balon nie spadnie nagle i nie roztrzaska się z całym dobytkiem w drobny mak to też specjalnie daleko nie poleci. A już na pewno na pełną niezapomnianych wrażeń i zapierających dech w piersiach przygód podróż rodem z książek Juliusza Verne nie ma co liczyć.

Piotr Wojdat (2 lipca 2008)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 5/10
Piotr Szwed: 5/10
Piotr Wojdat: 5/10
Przemysław Nowak: 4/10
Średnia z 4 ocen: 4,75/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także