The Roots
Rising Down
[Def Jam; 28 kwietnia 2008]
Z początku wyglądało to na katastrofę: Roots wydali parę miesięcy temu singiel „Birthday Girl” nagrany z Patrickiem Stumpem z Fall Out Boy. Tak, FALL OUT BOY – na tym właściwie wypada zakończyć opis tego utworu przypominającego najsłabsze propozycje Shaggy’ego (zainteresowanych odsyłam do tekstu Marty Słomki w kwietniowym podsumowaniu singli). Na szczęście jednak ktoś w zespole/wytwówni poszedł po rozum do głowy i nie włączył „Birthday Girl” do ostatecznej listy utworów albumu. Tylko rzut rożny, chwila wytchnienia.
Skoro zacząłem od krytyki, to kontynuujmy o tym, co mi na „Rising Down” nie pasuje – denerwujące, jękliwe zaśpiewy w refrenie „Criminal“ kompletnie rujnują utwór, który w takiej formie nadaje się co najwyżej na soundtrack do jakiegoś Prison Breaka. Podobny efekt wywołują „The Show” czy „I Will Not Apologize” – ileż można słuchać skandowania (czy wręcz wyjękiwania) tego samego w kółko? Tak ogólnie nie jestem też zachwycony kierunkiem jaki obrał jakiś czas temu ?uestlove, bitmejker przecież z gatunku tych najwybitniejszych. Tak jak na niezłym, ale jednocześnie nieco przereklamowanym, „Game Theory” podkłady są ciężkawe, monotonne, całkowicie juz pozbawione jazzującego feelingu płyt z lat 90. Na tle współczesnych mainstreamowych produkcji to nie razi, ale po paru przesłuchaniach denerwuje, a trudno zaniżać poprzeczkę mistrzowi.
Ale jednocześnie momentami te bity bronią się całkiem nieźle, jak w „Get Busy” czy bardzo dobrym, gęstym, „afrykańskim” numerze dziewiątym. Featuringów jest cała masa i generalnie wypadają przyzwoicie, nawet ten w wykonaniu szorującego ostatnimi czasy podłogę Mos Defa. Poziom zdaje się rosnąć w końcówce albumu – praktycznie zamykający album radosny „Rising Up” jest chyba najlepszym utworem na płycie, choć na pewno godny wyróżnienia jest też „75 Bars”, gdzie Black Thought kolejny już raz udowadnia wielkie możliwości, a zwłaszcza świetne wyczucie rytmu.
Reasumując, „Rising Down” bardzo wiele łączy z „Game Theory” – tak samo robi świetne wrażenie na wstępie, które po kolejnych przesłuchaniach bardzo szybko pryska. Tak samo nie odstaje muzycznie od poprzedniczki, choć pod względem kompozycyjnym jednak wygrywa „Game Theory”. Z „Rising Down”, jak i z ogółem działalności The Roots w tej dekadzie, problem jest taki, że w porównaniu z genialnym „Things Fall Apart” nie mamy za bardzo o czym dyskutować, ale jednocześnie ?uestlove i koledzy nadal trzymają poziom, który poza paroma wyjątkami nie pozwala na zbyt wiele krytyki. Za dużo na zjechanie, za mało na rekomendację – status quo od 2002 roku.