LSD Pond
LSD Pond
[Archive; 5 stycznia 2008]
Miałem napisać, że w pewnym sensie ta kolaboracja, to jakaś supergrupa. Ale nie, bez żartów. To, że Bardo Pond koncertowało kiedyś z Mogwai i nawet splita z nimi wydało, jeszcze nic nie znaczy, a o LSD March nie słyszeli nawet najstarsi Murzyni. Chciałem też napisać, że oba zespoły są znane tylko garstce zapaleńców, ale czasami mam wrażenie, że nikt oprócz mnie tego nie słucha.
Gdyby więc ktoś nie wiedział – czytacie o zespole space-rockowym, w dodatku bardzo śmiało improwizującym. Jeśli dodam, że całe, podzielone na osiem utworów wydawnictwo (dwie płyty) „LSD Pond” trwa ponad 130 minut, to czy ktoś będzie miał wątpliwości, co z tego wyszło? Nie mogę powiedzieć, że „Amanita” Bardo Pond gdzieś zmierzała, ale jako dzieło dwa razy krótsze, w pewnym sensie wyznaczające drogę na kolejną dekadę kwasowego improwizowania, można ją uznać za płytę ważną, i raczej należy ją znać. Tym bardziej, że Bardo Pond dali w 1996 znak, który razem z zapomnianym „Drop” Colfax Abbey i „Well Oiled” Hash Jar Tempo, był drogowskazem dla takich zespołów jak Yume Bitsu (mam wrażenie, że się powtarzam). Wystarczyło trochę więcej marzycielstwa, trochę mniej narkotyków i odrobina świadomości, że skoro coś nagrywają, to ktoś będzie tego potem słuchał i powstała jedna z płyt tej dekady.
Ale to było Yume Bitsu. Bardo Pond zostali tam, gdzie byli, i razem z ultrasami acid-rocka (pojawiają się też przedrostki stoner i prog) LSD-March ruszyli w 2006 roku w trasę koncertową, czego efektem jest opisywana przeze mnie płyta. Na początku pojawia się pytanie: gdzie tu słychać jedenastu mężczyzn? Przecież takie coś grałem ze znajomym po kilku piwach w zeszłe wakacje. Ale, ale! Sekret tkwi w tym, że ja z Bartkiem daliśmy radę smęcić tak przez 30 minut, a LSD Pond ciągną to ponad cztery razy dłużej. I wszystko jasne – dwóch lub trzech gra, a reszta śpi albo coś spala.
Nic tu nie zaskakuje. Moja wysoka ocena wynika raczej z sentymentu do tamtych wakacji oraz stąd, że lubię czasem czegoś takiego posłuchać. Bo bębny fajne, bo gitarzyści zgrabnie prowadzą te swoje motywy. Ale dla Was jedna rada - przeczytajcie ten tekst pięćdziesiąt razy. Jeśli Wam się to uda, możecie próbować przetrwać „LSD Pond”.