Ocena: 2

Bauhaus

Go Away White

Okładka Bauhaus - Go Away White

[Bauhaus Music; 3 marca 2008]

Są pewne rzeczy, których nie powinno się robić. Nie powinno się chodzić w szaliku Lecha Poznań po Warszawie. Nie powinno się wsadzać ręki do wyżymaczki. Nie powinno się słuchać płyt reaktywowanych zespołów. Wszystkie te działania grożą utratą zdrowia bądź dobrego samopoczucia. Niestety, ludzka natura ma to do siebie, że wbrew wszelkiej logice czasem skłania do wykonywania czynności, które do niczego dobrego nie prowadzą. Ja tak właśnie zrobiłem – kierując się jakimś naiwnym sentymentem do kultowej niegdyś grupy, sięgnąłem po „Go Away White”. Tylko po to, żeby wysłuchać materiału, przy którym „Zeitgeist” brzmi jak „Daydream Nation”.

Już od pierwszego numeru „Too Much 21st Century” można się spodziewać katastrofy. To niemal cztery minuty nieustannego powtarzania nudnych, kanciastych motywów basu i gitary. Słuchacz ma ochotę ukrócić te cierpienia (przynajmniej swoje) i dać dalej ledwo po upływie minuty z hakiem. Gorzej, że potem jest dokładnie tak samo – pomysłem Bauhaus A.D. 2008 na muzykę jest wałkowanie w kółko tego samego (nędznego, warto dodać) motywu przez cały utwór, do wyrzygania, a do tego jeszcze wtrącanie neandertalskiego powtarzania/skandowania tytułu danego kawałka przez 2/3 czasu jego trwania – słuchanie Murphy’ego jęczącego frazę „International Bulletproof Talent” (co to ma w ogóle znaczyć?) przez cztery minuty, musi doprowadzić normalnego człowieka do szewskiej pasji. Wariacji i inwencji jest tutaj tyle, co w SLD pomysłów na reformę partii.

Forma zespołu jest tragiczna. Kiedyś Bauhaus byli drużyną, która pod gotycką przykrywką przemycała masę kapitalnych pomysłów, melodii i rozwiązań stylistycznych. Wiadomo, ćwierć wieku minęło, nie te lata i takie tam pierdoły, ale jakość songwritingu jest tutaj po prostu żałosna, kompromitująca. Utwór drugi, brzmiący jak odrzut z EP-ek Trenta Reznora to pięć minut i czterdzieści sekund katowania pseudo-groove'owego motywu, rzępolenie pozbawione jakiejkolwiek żywotności, do tego jeszcze noszące nazwę „Adrenalin” – nie wiadomo, czy się śmiać czy płakać. Refren następnego „Undone” to definicja 0/10, zresztą cała pierwsza część płyty jest odrzucająca. Potem jest nieco lepiej, bo utwory nie są denerwujące, ale tylko nudne (kto by pomyślał, że ten przymiotnik może mieć w jakimś kontekście pozytywne konotacje).

Najgorsze, że nie ma na „Go Away White” nawet jednego choćby niezłego utworu. Nie ma dawnego klimatu, nie ma jakości, nie ma niczego. Jakieś zalążki dobrych pomysłów na „Endless Summer of the Damned” (znowu kapitalny tytuł, prawie jak Cradle of Filth) czy „The Dog’s a Vapour” giną w morzu nudnego, pseudomrocznego rzępolenia. Szukając na siłę czegokolwiek na obronę tego albumu dodam, że wokal Murphy’ego od biedy daje radę, a momentami (krótkimi) grająca tu zgraja emerytów brzmi jak, za przeproszeniem, stary dobry Bauhaus. Tak czy inaczej jest to żenująca, zupełnie niepotrzebna i ośmieszająca tych zasłużonych muzyków płyta, choć nie powiem: „nie brać, nawet za darmo”, bo może ktoś na allegro by to jednak kupił.

Dariusz Hanusiak (23 kwietnia 2008)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 4/10
Przemysław Nowak: 4/10
Średnia z 4 ocen: 4/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także