Boris
Smile
[Diwphalanx; 7 marca 2008]
Pomimo usilnych prób nie potrafię ocenić Boris bez japońskiego kontekstu. Owszem, nie jest to typowy eksperymentalny twór z tamtych rejonów, ale słuchając jakiejkolwiek Borisowej piosenki, nie trudno wyczaić, gdzie mogły narodzić się właśnie takie dźwięki. Fanem niestety/stety tych wszystkich dziwactw rodem z Japonii zbytnim nie jestem, natomiast dla tego zespołu mam spory kredyt zaufania. Do tej pory nigdy mnie za bardzo nie rozczarowali i nawet po przesłuchaniu najnowszego krążka sytuacja nie uległa większej negatywnej zmianie. Szkoda tylko, że w dalszym ciągu nie mogę się doczekać dzieła co najmniej bardzo dobrego.
„Smile” sprawia wrażenie frapującej mieszanki, lecz nie do końca przemyślanej. Mamy tutaj zarazem zaginiony soundtrack do Kill Billa, j-pop jakiego nie powstydziłyby się największe japońskie gwiazdy, metal dla niemetali, psychodele rodem z lat 60., harce z przefiltrowanymi dronami, trochę stonerowskich wariacji i po prostu sporo dobrej, acz dziwacznej (Japończycy, więc w sumie nie ma co się dziwić) zabawy. Gdyby to wszystko pociąć na części i rozrzucić, byłbym zapewne wysoce zadowolony. Niestety, aż tak dobrze nie jest. Wszystko razem brzmi dosyć dziwnie oraz średnio ciekawie. Obcowanie z nowym materiałem Boris nie sprawia więc jakiejś niesamowitej przyjemności. Raczej skłania do refleksji typu: fajne, nawet bardzo, ale kiedy koniec? Prawdopodobnie najlepszy moment to zamykający, ponad 19 minutowy utwór, w którym Japończycy idą na całość, jeśli chodzi o dronowo-stonerowo jamowanie. Wreszcie słychać potencjał, jaki drzemie w Boris, narzuca się również brak zbędnego napuszonego kombinowania. Typowy narkotyczny odjazd.
Płyta jednak nie składa się z jednej piosenki, więc wyrok musi być znacznie surowszy, choć chyba nie aż taki zły. Japończycy przegrywają z utrzymaniem klimatu, odpowiedniego napięcia, a ich zachęty, aby wkroczyć w świat „Smile”, można porównać do próśb polityków dających ogórka kiszonego w zamian za głos w wyborach. Może i smaczny, ale nie przekonuje.