Ocena: 6

Nick Cave & The Bad Seeds

Dig, Lazarus, Dig!!!

Okładka Nick Cave & The Bad Seeds - Dig, Lazarus, Dig!!!

[Mute; 3 marca 2008]

Wystarczy porównać teledyski „Into My Arms” i „Dig, Lazarus, Dig!!!”, żeby zrozumieć zmianę, jaka zaszła w osobowości i muzyce Cave’a. Czy się to fankom podoba czy nie, Nick wyhodował buracki wąs, wyłysiał i tragedię porzucił na rzecz komedii. A kto myślał, że ów flirt z ironicznym campem zostanie zakończony wraz z końcem projektu Grinderman, ten zawiódł się srodze. „Dig, Lazarus, Dig!!!” brnie w tę stylistykę znacznie głębiej.

Już sama reakcja polskich słuchaczy na pilotujący płytę klip, sporo mówiła o statusie Nicka Cave’a w naszym kraju. Rzadko się bowiem zdarza, by jakiś album podzielił środowisko niemal dokładnie na pół. Jedni od samego początku piali z zachwytu „jak to jest melodyjnie, jak to zabawnie i błogo”, inni obserwowali niezorganizowane pląsy wąsatego rockmana z uczuciem nieskrywanego zażenowania. A była ich reakcja co najmniej dziwną, zważywszy, że długo, długo zarzucano Cave’owi zrośnięcie z fortepianem, marazm i niespełnioną ambicję zostania nowym Leonardem Cohenem. Ten ostatni zarzut z uporem maniaka powtarzali wszyscy, łącznie ze mną.

A „Lazarus” nie wydaje się ani tak zły, ani tak świetny, jak wielu natarczywie sugerowało. Kompozycyjnie nie jest mocniejszy od „Grindermana” – i tam, i tu pośród utworów dobrych i lepszych Bad Seeds upchnęli kilka zapchajdziur (żeby wspomnieć tylko otwierający „Dig, Lazarus, Dig!!!” czy „Night Of The Lotus Eaters”) – i na pewno nie zbliża się do podwójnego „Abattoir Blues/The Lyre Of Orpheus” (które notabene pozostaje jednym z najlepszych albumów Nicka ever, ale, nie wiedzieć czemu, niewielu to zauważyło). Toteż ośmielę się stwierdzić, pod prąd recenzji w angielskojęzycznej prasie, że nie jest ta płyta powrotem do formy, ale raczej jej delikatnym spadkiem. Porusza się w wielu kierunkach, ale zamiast wystrzałowego eklektyzmu osiąga raczej stan, który taż sama prasa angielskojęzyczna określa terminem „mellow”.

Koniec końców korciło mnie, żeby zgodnie z sugestią Kuby Ambrożewskiego, obalić „świętokrowatość” Cave’a. Ale „Dig, Lazarus, Dig!!!” nie zasługuje na kąśliwy atak krytyki; jest niezłe, solidne, ale jak powiedziałby luzacki ostatnio Nick: „bez szału”. Po raz kolejny w tym roku, ustawia mnie na pozycji słuchacza choć zadowolonego finalnym efektem, to niezaangażowanego. Świetnie wpisuje się w trend, w którym te ciekawsze płyty roku znamionuje ocena „6”.

Paweł Sajewicz (26 marca 2008)

Oceny

Przemysław Nowak: 8/10
Krzysiek Kwiatkowski: 6/10
Paweł Sajewicz: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Katarzyna Walas: 5/10
Mateusz Krawczyk: 5/10
Piotr Szwed: 5/10
Średnia z 19 ocen: 6,78/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także