Kelley Polar
I Need You To Hold On While The Sky Is Falling
[Environ; 3 marca 2008]
Cóż to za postać? Nie oszukujmy się, od 2005 roku, czyli daty wydania debiutu Polara „Love Songs Of the Hanging Gardens”, to pytanie wciąż jest aktualne. Kelley Polar nie ma szczęścia do mediów. Google, last.fm i rateyourmusic jednogłośnie potwierdzają, że znajomość jego dokonań jest wielce niezadowalająca – na pytanie o Polara i Hercules & Love Affair, wyszukiwarka szumnie obwieszcza zwycięstwo tego drugiego. Nie bez przyczyny zresztą porównuję tych artystów. Obaj sięgają po patenty electro disco i nurzają się w schedzie po Arthurze Russellu. Z tym, że Kelley siedział w pierwszej ławce z czujną ręką gotową do wystrzelenia w górę, aby udzielić poprawnej odpowiedzi, natomiast Andy Butler, choć niewątpliwie przejawiał oznaki talentu, nagminnie wagarował lub okupował ostatnie rzędy klasy. Jak się okazało, talentu starczyło mu na razie li tylko na cudowny singiel „Blind”.
Jaki jest więc problem z tym Polarem. Otóż nasz zawodnik z pozoru wydaje się kompletnie niezajmujący. Łatwo wpaść w pułapkę uproszczonego podejścia, niefrasobliwie wrzucając jego debiut do worka z muzyką poprawną, acz odrobinę unfocused – bez fajerwerków, po prostu solidna porcja soczystego, namaszczonego nieco duchem Junior Boys, elektronicznego grania. Uroda jego muzyki tkwi natomiast w szczegółach. Trzeba się przebić przez ten senno-sypialniany nastrój i nadziać na te subtelne haczyki w postaci altówki płynącej z elegancją i stylowością dawnych gwiazd Hollywood, nawiązań do idei romantyczno-dystyngowanego popu, pomnożonych wokali tworzących wyrafinowane harmonie, idealnie skrojonego bitu, czy w końcu olśniewającej produkcji. Zimne splata się tu z gorącym, a nowoczesne z klasycznym. Chętnie głosiłabym dłużej peany na temat Kelleya (nawróceni bywają zazwyczaj nazbyt gorliwi), lecz nowa propozycja, niestety, cokolwiek zawodzi.
Spieszę z wyjaśnieniami – „I Need You To Hold On While The Sky Is Falling” (w ogóle dłuższego tytułu się nie dało?) co prawda rozczarowuje, ale wciąż jest przecież całkiem dobrze. Po prostu oczekiwania były dość wysokie. Polar najpierw na debiucie rozpieścił nastrojowymi i zwiewnymi utworami, po czym na EP-ce „Chrysanthemum” kapitalnie przesunął akcenty w kierunku pierwiastka taneczności, wpuszczając tym samym nieco światła (neonowego?) do spowitej mrokiem sypialni, co w perspektywie sofomora było bardzo ożywczym posunięciem. Rzecz w tym, że na długodystansowcu Polar nieco rozbija się o swoje nowe pomysły. Metamorfoza najmocniej zauważalna i dyskusyjna jest w przypadku wokalu. Jego charakterystyczne półszeptane, czułe i intymne nucenie fraz zastąpił śpiew intensywniejszy i chwilami teatralny oraz campowy do tego stopnia, że w przypadku „Zeno Of Elea”, „Thurston And Grisha” czy zwłaszcza „A Dream In There Parts (On Themes By Enesco)” myśli bezwiednie wirują wokół skojarzenia z Marc & The Mambas i albumu „Torment & Toreros”. I nie byłby to oczywiście zarzut, gdyby tylko Polar nie wypadał o niebo lepiej w kameralnej atmosferze. Są i momenty bezbłędne, jak znane już z poprzedzającej EP-ki dwa numery „Chrysanthemum” i „Rosenband”, lecz przede wszystkim „Entropy Reigns (In The Celestial City)”. Damsko-męski dialog (gościnny udział wokalistki Clare de Lune), wokół którego piętrzy się kompozycja, przenosi ten utwór na obszar synthpopowej tradycji sygnowanej przez „Don’t You Want Me” The Human League, a aluzje czynione w kierunku „Blue Monday” New Order tylko dodają rumieńców. Wszelkie odniesienia (filozoficzne, kulturowe, popkulturowe) w twórczości Polara nadają wymiar głęboko intelektualny, lecz nie nachalny, zdają się bowiem być jej naturalną częścią składową.
Dość ekscentryczne usposobienie Kelleya Polara odbija się tu na każdym kroku. Jego wizje snute na temat przyszłości, dzięki osadzeniu ich w kontekście jednostki, bronią się przed zarzutem o pretensjonalność. Tyle pomysłów kłębiących się w jednej głowie stanowi dobrą wróżbę – Polar na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a samo „I Need You To Hold On While The Sky Is Falling” może okazać się klasycznym growerem, nabierającym szlachetności przy każdym następnym odsłuchu. Tymczasem, do tej szóstki dodajcie mocną połówkę.