Ocena: 6

Hercules And Love Affair

Hercules And Love Affair

Okładka Hercules And Love Affair - Hercules And Love Affair

[DFA; 10 marca 2007]

W momencie, w którym do internetu trafił promujący dużą płytę klip „Blind”, Hercules And Love Affair z miejsca stali się kolejną wielką nadzieją białych. Ich beat był korzennie dyskotekowy, hooki – jak najbardziej funky!, i w końcu głos Hegarty’ego – nasiąknięty soulową wibracją. Zdawało się, że Hercules ma wszystkie składniki niezbędne; że się pojawia na właściwym miejscu, we właściwym czasie i, co więcej, murem stoją za nim kompozycje. Tego ostatniego nie sposób było nie wysnuć z „Blind” – sensacji stycznia. Czy więc optymistyczne założenie, które z singla kazało wnioskować o całej płycie, nie było przedwczesnym wybuchem entuzjazmu?

Taneczny kolektyw samym zanurzeniem się w konwencję rzucił wyzwanie współczesnej czarnej scenie. Przez chwilę wydawało się, że może być esencjonalną alternatywą dla syntezowanych brzmień r’n’b, które nie jednemu wydawały się wyzute z wszelkiej witalności. Nie chodziło nawet o sięganie po żywe instrumenty i zatrudnianie chóru gospel (Antony, największa rewelacja projektu, udowodnił, że może brzmieć jak chór gospel w pojedynkę) – wystarczyło tu i ówdzie na klasyczny motyw perkusji (ekhm, automatu perkusyjnego) położyć klang basu żywcem wyjęty z „Heart Of Glass” Blondie, powściągliwie zaaranżować sekcję dętą itd. Proste środki wyrazu i wyraziste odwołania stanowiły największy atut „Blind” i są też najmocniejszą stroną dużej płyty.

Z drugiej strony, zgodnie z panującymi trendami, postarano się gustownie wżenić klasyczne inspiracje w perfekcyjną, acz chłodną i wycyzelowaną elektronikę. Dopiero na tym etapie Herculesowi powinęła się noga. Casus sensacji stycznia, która zmieniła się w porażkę marca to klasyczne studium przypadku wewnętrznych sprzeczności współczesnego popu. Być może elektroniczna forma zmieszana z tak żywiołową disco-soulową treścią musi dać produkt cokolwiek mętny (tym bardziej, że najlepszym utworem jest tutaj najbardziej old-schoolowy „Hercules Theme”), a może mamy do czynienia ze stopniowym zanikiem umiejętności pisania porywających piosenek? Stawiałbym na to drugie, tym bardziej, że Hercules jest kolejną „wielka nadzieją”, która bez zarzutów funkcjonowała na poziomie singla, i której kondycja załamała się dopiero w starciu z longplayem.

Porażka Hercules And Love Affair wynika jednak nie ze słabości materiału, ale raczej z naszych niespełnionych oczekiwań. Otrzymaliśmy kolejny produkt perfekcyjnie skrojony, ale emocjonalnie zimny; gustowny, ale zachowawczy i w efekcie na dłuższą metę monotonny. Moje uczucia są koniec końców mieszane. Przecież nie tylko „Blind”, ale też „Hercules Theme” i „Time Will” mogą spokojnie walczyć o czołówkę roku, a i uśmiechniętych utworów „sporo-powyżej-średniej” tu nie brakuje. Z jakichś jednak przyczyn druga połowa albumu zamiast porywać do tańca, powoli usypia. Gdzieś tam, pod spodem, próbując przebić się na powierzchnię, kotłują się emocje. Ostatecznie pozostają zamknięte w tyleż zasadniczym, co zaprogramowanym 120 beats per minute („I ani bitu więcej!”). Trochę szkoda, nie?

Paweł Sajewicz (12 marca 2008)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 7/10
Kasia Wolanin: 7/10
Paweł Sajewicz: 6/10
Katarzyna Walas: 4/10
Kuba Ambrożewski: 4/10
Średnia z 10 ocen: 5,6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także