El Guincho
Alegranza
[Discoteca Oceano; 2007]
„Alegranza” pojawiła się w moim życiu w czasie, kiedy najczęściej słuchałem „Person Pitch”, kontemplując duchową stronę płyty. Pierwsze odsłuchania zbiegły się też z czasem, gdy na nowo odkrywałem „Sung Tongs”. Kto zna choćby próbki z MySpace’a wie, że twórczość Hiszpana nierozerwalnie kojarzy się z dziełami Pandy Beara i Avey Tare’a. Królestwo Pandy to hipnotyczne loopy, jakimi posługuje się jego quasi-rodak z Półwyspu Iberyjskiego. Twórczość Animali słychać choćby w tych nawiedzonych chórkach z finału „Buenos Matrimonios Ahi Fuera” – ostatecznie jednej z dwóch najlepszych kompozycji na albumie. Pure Animal Collective. I byśmy kończyli w tym momencie recenzję sympatyczną konstatacją, że najwybitniejsi artyści dekady doczekali się całkiem pojętnych uczniów, tak więc ich nauka nie zginie. Jest jednak w muzyce El Guincho coś więcej, co nie pozwala na tak prostą klasyfikację.
Przede wszystkim inspiracje El Guincho nie kończą się na dwójce geniuszy z Nowego Jorku. Żadnego z ich dzieł nie można by nazwać w jakimkolwiek stopniu tanecznym, tymczasem „Antillas” czy „Kalise”, co udowadnia filmik na YouTube, wręcz stworzone jest do „hiszpańskich” imprez. Pierwiastek latynoskiej rytmiczności symbolizowany przez odwołania do Tropicalii, z naciskiem na twórczość Caetano Veloso, krzyżuje się z afrykańskimi naleciałościami w najlepszym w zestawie „Cuando Maavilla Fui”, w którym bije serce „Remain In Light”. Jak się pewnie domyślacie, te wszystkie składniki nie gryzą się, nie kolidują, tworząc wrażenie kolorowego przekładańca. „Alegranza” to album spójny, kompozycje zdają się być niepodzielne, harmonie naturalne. Gdyby spróbować przełożyć twórczość El Guincho na obrazy, barwy, zapachy, niewątpliwie znaleźlibyśmy się na rajskiej wyspie, zamieszkałej przez rzadkie gatunki egzotycznych zwierząt, szczególnie ptaków (el guincho to właśnie gatunek ptaka z Wysp Kanaryjskich).
Kolejne zagadnienie to rok wydania płyty. Niby powstała w 2007 roku, ale świat usłyszał przy okazji jej reedycji na zachodni rynek w 2008. Takie małe wątpliwości też budują legendę płyty (słynny problem z „You Forgot It In People” Broken Social Scene”). Niech jednak dominujący pozostanie kontekst „Alegranzy” jako pierwszego tak dosłownego dziedzictwa Animal Collective.