Ocena: 8

Merzbow

Higanbana

Okładka Merzbow - Higanbana

[Vivo Records; 10 grudnia 2007]

Lycoris radiata kwitnie w okolicy jesiennego zrównania nocy i dnia przez co zwana jest kwiatem równonocy. Jej japońska nazwa nawiązuje natomiast do buddyjskiego terminu higan określającego okresy kilku dni przed i po jesiennym i wiosennym zrównaniu, podczas których Japończycy zwykli odwiedzać groby swoich bliskich. Kojarzona jest ze śmiercią nie tylko z tego względu, ale także dzięki silnie trującej substancji zawartej w roślinie. Intensywną czerwień kwiatów można podziwiać zaledwie przez kilka dni w roku, ale ten niesamowity widok może zainspirować nawet do tworzenia miażdżącego noise. Gąszcz setek tysięcy przypomina rzekę krwi, która wylała na okolicę, pulsującą od gorąca lawę, morze ognia. Przerażający ogrom czerwieni kryje jednak w sobie ulotne piękno, które dojrzeć można dopiero z bliska. Każdą łodygę wieńczy okrąg 5-7 kwiatów wypuszczających niezwykle długie (do ok. 20 cm) pręciki przypominające razem zawieszonego w powietrzu do góry nogami pająka szeroko rozstawiającego swoje odnóża.

Przepraszam za tę botaniczną dygresję, ale nowa płyta Merzbowa ma wiele wspólnego z femme fatale świata flory. Łączy je nazwa oraz brutalne traktowanie tych, którzy zbliżają się do nich, nie wiedząc o toksycznych właściwościach i nie zachowując należytej ostrożności. Kwitnącą higanbanę można podziwiać jedynie w naturze, bo nigdy nie trafia do japońskich wazonów, gdyż sprowadza na dom nieszczęście. Muzyką Masamiego Akity ilustrowane są jedynie najbardziej awangardowe performanse i festiwale, gdyż jej wykorzystanie w celach dekoracyjnych w jakiejkolwiek prezentacji mieszczącej się w ramach powszechnie akceptowalnych estetyk gwarantowałoby odstraszenie potencjalnych jej odbiorców. Blisko godzinna porcja dźwięków w każdej sekundzie brzmi inaczej, tak jak każdy, najmniejszy nawet element naturalnego świata jest niepowtarzalny.

Merzbow zapytany kiedyś dlaczego sięga po tak drastyczne środki wyrazu zripostował: „Jeśli hałas to dźwięk nieprzyjemny dla ucha, to dla mnie hałasem jest muzyka pop”. Kwestia gustu czy przyzwyczajenia? Nie da się z pewnością przejść przez ten album bez wcześniejszego treningu w świecie muzycznych abstrakcji i uszu przyzwyczajonych do głośnych dźwięków w wysokim stężeniu. To jedna z najmocniejszych, a przy tym najlepszych płyt, jakie słyszałem autorstwa niezwykle produktywnego Japończyka, a należy podkreślić, że jego muzyka nawet w kategorii syntetycznego noise stanowi ekstremum. Za Merzbowem są już tylko otchłanie piekieł. Minister Zdrowia i Opieki Społecznej ostrzega: użytkowanie może prowadzić do trwałych problemów ze słuchem i/lub urazów psychicznych.

Czy warto robić sobie zatem krzywdę? Kwestia gustu. Lub przyzwyczajenia. Można spróbować zbadać granice współczesnej muzyki lub po prostu - lecząc klina klinem - rozładować agresję narastającą wraz z kłębiącymi się we wnętrzu duszy frustracjami. Ale można na rzekę krwi, pulsującą lawę, morze ognia, spojrzeć przez lupę wyobraźni. W lawinie dźwięków wydobywających się z głośników tonami, z których każdy z osobna wyprowadziłby z równowagi nawet umarłego, dostrzec można kalejdoskop emocji zmieniający się z każdym odsłuchem wraz ze zmianą stanu ducha. Można poczuć nienawiść do całego świata, potęgę kapłanów czarnej magii, rozdzierający smutek i euforyczne uniesienia, usłyszeć doprowadzoną do absurdu konwencję muzyki satanistycznej, krzyk komórek nerwowych rozdzieranych toksyną z pięknej rośliny, wydobywający się z podziemi morderczy rytm makabrycznego techno-party oraz Ukonsa – czarnego koguta wsamplowanego w „Black Shiny Feather”. Można też dojrzeć delikatne kielichy czerwonego kwiatu – wyglądającego niewinnie przeklętego nosiciela śmierci, wabiącego wzrok zjawiskową urodą. Świat jest pełen paradoksów, a piękno rodzi się z chaosu.

Mateusz Krawczyk (24 stycznia 2008)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 8/10
Średnia z 2 ocen: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także