Ocena: 6

Mariee Sioux

Faces In The Rocks

Okładka Mariee Sioux - Faces In The Rocks

[Grass Roots Record Co; 9 października 2007]

Kojarzycie tych Indian grających od wiosny do jesieni pod Teatrem Słowackiego? Widziałem ich również w Sopocie, więc bardzo możliwe, że są wszędzie tam, gdzie pojawiają się ludzie w brzydkich okularach, uprawiający tak zwane wakacje. Coś jak pan Witek, Gość z Atlantydy, tylko bardziej mistycznie, kolorowo i bez śmiałych tekstów. To niewiarygodne, że oni tak bez obciachu potrafią paradować w tych strojach, grając indiano-polo pod najczęściej fotografowanym zabytkiem Krakowa, jego wizytówką w pewnym sensie.

Nieważne. Piszę o nich tylko dlatego, że po pierwszym przesłuchaniu płyty, której recenzję właśnie kliknęliście, kołatała mi myśl, że Mariee wzorowała się na wyżej wspomnianej grupce przebierańców. Nie to, że taka stylistyka, ale ten flet... Dużo czasu zajęło mi uwolnienie się od tego skojarzenia. W ramach odtrutki pomyślałem sobie o Joannie Newsom. Ale powiedzmy sobie od razu - choć „Face The Rocks” jest bardzo dobre, to jednak nie ta klasa co u Joanny, niestety. Jeśli coś łączy obie panie, to nastrój panujący na płytach. Na „Face The Rocks” jest osiem utworów, z czego dwa trwają powyżej 9 minut, i to też w jakimś stopniu może przypominać nam o „Ys”. Instrumentarium jest jednak dużo uboższe, bo oprócz wyżej rzeczonego, indiańskiego fletu pojawia się gitara akustyczna. Ba, ona tam dominuje. Jeśli się przysłuchamy, to z „Bravitzlana Rubakalva” wyłowimy jeszcze delikatny akordeon, a w „Buried In Teeth” usłyszymy cichutkie stukanie o bębenki. Ledwie zauważalny bas („Friendboats”, wzięte zresztą z pierwszej płyty Mariee, i delikatnie poprawione). To wszystko. Wcale nie mówię, że to źle, wręcz przeciwnie. Piosenki są w pewnym sensie surowe i nawet Mariee, o tak pięknym głosie, nie ukryłaby w tej sytuacji ewentualnych mielizn. Rzecz w tym, że nie ma co ukrywać. Można jeszcze napomknąć, że w „Bundles” pojawiają się echa męskiego wokalu, i tak mnie naszło, że miło by się słuchało Bonnie'go Prince'a w duecie z tą panią.

Każdy utwór trzyma poziom, niezależnie czy jest to krótki, chwytliwy „Buried In Teeth”, czy niepokojące „Wild Eyes”. Z tym „niepokojące” to dziwna sprawa, ponieważ sam nie jestem do końca pewien słuszności tego określenia. Czasem bowiem wydaje mi się dużo bardziej smutna niż niespokojna. A może jedno i drugie. I tak na całej płycie. Ale rozszyfrowanie uczuć zostawmy może komuś bardziej wrażliwemu niż ja. Osobom lubiącym Joannę Newsom polecam tę płytę bez względu na to, jaką ocenę widzicie w kółeczku. W kategorii „Najpiękniejsza Osobista Płyta Roku” będzie u mnie w czołówce, ale nikomu o tym nie powiem. Nawet ocenę dałem niższą, dla zmyły. A z fletem pogodziłem się ostatecznie po tym, gdy usłyszałem „Nine Million Bicycles” niejakiej Katie Melua. Miła piosenka, a i flet podobny. Zna ktoś? Mariee Sioux jest o wiele lepsza.

A od tych paskudnych Indian wolę niewidomego pana grającego od paru lat na swoim mini-syntezatorku, kilkanaście metrów dalej. Ostatnio się nie pojawia, ale wierzę, że wróci. Bywa w godzinach wieczornych, niezależnie od pogody. Wrzućcie mu coś czasem do tego kubeczka (zawsze w drugiej, wolnej ręce), bo za te szaleńcze tryle i synkopowanie w „Barce” należy mu się jak mało komu.

Artur Kiela (28 grudnia 2007)

Oceny

Marta Słomka: 6/10
Średnia z 6 ocen: 6,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także