Karol Schwarz All Stars
100 filmów
[Salut Records; 11 czerwca 2007]
Wydanie płyty ze zbiorem największych przebojów zwykle jest symptomem degrengolady zespołu. Zaprawdę, niewielu było wykonawców, którzy po takim ruchu dokładali cokolwiek wartościowego do swych dyskografii. Karol Schwarz All Stars takim zespołem nie jest. Oni płytą „Greatest Hits” tak naprawdę dopiero zaczęli karierę, delikatnie zaznaczając swoje istnienie na polskiej scenie alternatywnej. Nie wiem czy już rozkwitli w pełni, ale z pewnością „100 filmów” to pierwszy wiarygodny probierz ich sporych możliwości, a jednocześnie jedna z najlepszych polskich płyt w tym roku – jeśli nie najlepsza.
Post-rock wraca? Określenie zawartości wydawnictwa tym lekko pożółkłym terminem byłoby zbyt dużym uproszczeniem i wielką niesprawiedliwością w stosunku do sporej wyobraźni kolektywu. Nasuwa się jednak nieodparcie na myśl w obliczu ciepłych songów opartych na delikatnych gitarowych pejzażach oplatających analogowe struktury rytmiczne wypluwane przez efemeryczny generator Szymona Albrzykowskiego. Ta magiczna maszyna o specyficznej konstrukcji jest odpowiedzialna za charakterystyczne brzmienia elektroniki na „100 filmach” (a także na płytach Prawatt) – szumy, trzaski, mikro-bity z jednej strony, potężne syntezatorowe salwy w stylu Pan Sonic z drugiej. Gitarowych przesterów drużyna zebrana przez Karola Schwarza też się nie boi, stąd daleko spokojnym skądinąd kompozycjom do słodkawych balladek udających alternatywne granie.
Potwierdza się tu również, że ograniczenia formalne stanowią raczej inspirację niż barierę w tworzeniu. Oto bowiem wystarczyły gitary, klawisz i elektroniczna skrzynka by stworzyć bardzo bogate aranżacje. Co więcej – powstały one w ciągu zaledwie trzech dni, podczas permanentnej jam session zorganizowanej spontanicznie w kaszubskiej głuszy. Choć część kompozycji była przygotowana wcześniej, i tylko odegranie w specyficznych warunkach nadało im odmiennego szlifu, to większość stanowią improwizacje. Na swój sposób improwizowane są także intrygujące i często abstrakcyjne teksty. Podczas nagrań pod ręką były bowiem tomiki poezji, i to przede wszystkim wybrane z nich fragmenty twórczości Rafała Wojaczka czy Piotra Szwabe śpiewane, deklamowane bądź szeptane stanowią wykończenie nieszablonowych konstrukcji muzycznych.
Cały album, choć utrzymany w zdecydowanie jesiennym klimacie, zagrany jest z lekkim przymrużeniem oka. Wystarczy spojrzeć na tytuły, by przekonać się o specyficznym podejściu KSAS do własnej twórczości. Właściwie nie do końca wiadomo czy to jeszcze na serio, czy to już żart. Czarny Karol sam przyznaje, że to sposób na pozostawienie interpretacyjnej furtki, przede wszystkim dla samego siebie. A że korzystać mogą na tym również słuchacze, tym lepiej dla płyty, która robi się tym bardziej uniwersalna im bardziej jest niebanalna. A może odwrotnie? Nieważne. „100 filmów” to nastrojowa wycieczka w krainę wyobraźni, 73 minuty intelektualnej rozrywki i ani sekundy nudy. Sposób odbioru obierzcie sobie sami.