Ocena: 7

Spoon

Ga Ga Ga Ga Ga

Okładka Spoon - Ga Ga Ga Ga Ga

[Merge; 10 lipca 2007]

Są pewne aksjomaty. Zygmunt Chajzer jest czerstwy, a Robert S. z popularnego dziennika pisze, oględnie mówiąc, niezbyt porywające recenzje. Aksjomatem była też forma (z dwuznacznością tego wyrazu) Spoon, trochę casus Sonic Youth, jeśli za takie porównanie fani obu zespołów się nie obrażą. Mianowicie: robimy na kolejnych płytach rzeczy podobne, podobnej (czytaj: wysokiej) jakości, nie wchodzimy nigdy w autoplagiat, a co poniektóra płyta nam nawet tak wyjdzie, że trochę więcej ludzi się nią zachwyci. Taaak. Fani i tak niby wiedzą, jaka jest nowa płyta Spoon - wyszła już jakiś czas temu. Wiedzą, w sensie, że poczytali, przesłuchali i jakoś tam ocenili. Ja też czekałem, przesłuchałem, oceniłem, ale dalej nic nie wiem. Bo Britt Daniel (całkiem podobny do Michała Karpackiego z „Idola”, co nie?) i jego kolesie NAPSULI KRWI tym, którzy żądają jednoznacznych deklaracji. „Ga Ga Ga Ga Ga” jako płyta prezentuje się o niebo lepiej niż sam tytuł, ale przede wszystkim – jest szalenie trudna do ocenienia.

W recenzji „Gimme Fiction” opisywałem dokładnie, na czym polega w moich oczach zjawisko zwane Spoon. To, co mnie zawsze uwodziło w ich twórczości, to równość płyt, szacunek dla słuchacza i nie wpieranie mu wypełniaczy. Grupa z Austin postanowiła chyba kontynuować tę tradycję, bo nowy album jest bardzo krótki. Co pewnie śmieszne, zespół, który zawsze zrzynał (w wybitny sposób, ale jednak), daje się niemal bez problemu rozpoznać w każdej z nowych piosenek. Znajdziemy tutaj: zbiór utworów po-prostu-catchy („You Got Yr. Cherry Bomb”, „Eddie's Ragga”); jakieś tam nawiązania auto-auto (obczajcie „The Two Sides of Monsieur Valentine” z poprzedniej płyty porównawszy z „Rhthm & Soul” - plagiat to to nie jest, ale cośtam sobie świta); kilka piosenek wyśmienitych, na miarę wejścia do Top 10 Spoon's Songs (że wymienię poruszającego openera „Don't Make Me A Target” i „Finer Feelings”); żonglerka nastrojami w normie. Dla każdego coś dobrego.

Dobra. Trochę owijam w bawełnę, trochę się czaję. „Spoon wydało nową, świetną, ale dość przewidywalną płytę”. No, trochę prawie prawda. „Zaskakują, ale nie zaskakują”. No, trochę prawie prawda. Ale

„The Ghost Of You Lingers” !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

„Granice mojego języka, są granicami mojego świata”. Jeśli to prawda, to pewnie „The Ghost Of You Lingers” leży gdzieś poza moją muzyczną percepcją. Nie mogę tej piosenki rozkodować. Nie mogę jej zrozumieć. Nie mogę ogarnąć, że nagle po tak zajebistym, ale jednak przewidywalnym pierwszym tracku płyty pojawia się coś takiego. Nie potrafię wyjaśnić tego słowami. Wiem tylko, że jest mocna. Bardzo mocna mocna mocna mocna mocna!!!!! To jest jakaś inna liga, jakieś zupełnie kosmiczne Spoon, jakieś nieznane mi sprawy, włączają się nienazywalności, dzieci nie wracają na noc do domu, dajwam manusza rupena, indyjskie księżniczki o sutkach brązowych i tajemnicze jelonki nawiedzają nas, stajemy się lepsi, odkrywamy, że jest jakaś prawda. Język, tak ubogi, nie daje sobie rady z jej uniesieniem. A kolejne piosenki, choć niektóre naprawdę rewelacyjne, nijak nie korespondują ze swoją nawiedzoną siostrą. Za to się na tę płytę pogniewałem. Za to pogniewaliśmy się na nowe Radiohead. Nie można wchodzić w obszar najwyższy, żeby potem się błąkać po tym li-tylko wysokim.

I wtedy wracam do rzeczywistości. Coś jest takiego w Spoon, co nie pozwala ich traktować jak wesołków, pogrywających sobie tu i tam dla rozrywki. Coś jest takiego w Spoon, co nie pozwala, z drugiej strony, brać ich zupełnie poważnie, zakochać się w nich w sensie para-religijnym. Uściślając – gdzieś jest ta magiczna granica pomiędzy zespołami fajnymi, do słuchania, mającymi swoich fanów, przyzwoitymi?, a przełomem. Najnowszą płytą (i – podkreślę znowu – piosenką numer dwa) Spoon robią skok w przełom, dają nadzieję na ^COŚ^, nadgryzają barierę, która znakomitej większości zespołów nie pozwala zapisać się w historii. Czy ją przegryzą, dokopią się, porzucą ostatecznie lekko natchnione rzemiosło na rzecz rzeczy wielkich? Czy rzeczy wielkie są w drugiej połowie tego dziesięciolecia w muzyce możliwe? Czy aby to ten zespół? I wreszcie - skąd ja mam to wszystko wiedzieć?

Kamil J. Bałuk (23 października 2007)

Oceny

Artur Kiela: 8/10
Przemysław Nowak: 8/10
Kamil J. Bałuk: 7/10
Marta Słomka: 7/10
Piotr Szwed: 7/10
Średnia z 20 ocen: 6,85/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także