Beastie Boys
The Mix-Up
[Capitol; 26 czerwca 2007]
Zanim zabierzemy się za dokładną, wyczerpującą i wielopłaszczyznową analizę zawartości „The Mix-Up” (no dobra, może bez przesady, dajmy czytelnikom jeszcze pożyć – przypis redakcji) warto sobie szczerze powiedzieć, że instrumentalna płyta Beastie Boys nie jest żadnym zaskoczeniem. Nie jest też wielkiej rangi wydarzeniem, jak to było w przypadku „normalnych”, regularnych wydawnictw. Po prostu nie może za takie uchodzić, no chyba, że mamy mgliste pojęcie o ich twórczości i wiemy tylko tyle, że to kolesie od „Sabotage”, „Intergalactic” i „Fight For Your Right”. Właściwie nie trzeba nawet kojarzyć kompilacji „The In Sound From Way Out!”, bo granie na żywych instrumentach w przypadku Beasties nie było w przeszłości rzadkością. Oczywiście, wiemy, że to ich pierwszy, w pełni instrumentalny zestaw, ale „The Mix-Up” nie jest albumem arcyważnym, który wnosiłby nową jakość do twórczości nowojorczyków. W dużym skrócie można powiedzieć, że wracamy do czasów „Check Your Head” i „Ill Communication” oraz momentami zahaczamy też o „Hello Nasty”. Odniesieniem są funkowo-jazzujące fragmenty, wyżej wymienionych, bardziej lub mniej klasycznych płyt. Panowie grają tu zupełnie na luzie i bez zbędnego spinania się, więc słuchacz również nie powinien się zbytnio stresować.
Przeciętne oceny „The Mix-Up” wiążą się z filozofią, że przecież to już wszystko było. Wiadomo, opcje są dwie: powtarzają się, bo zabrakło nowych pomysłów, albo wersja kalkulacyjna, czyli: ostatnie „To The 5 Boroughs” to zniżka formy, więc musieli wrócić na stare śmieci. Jeśli mamy kierować się tego typu argumentami to faktycznie wyżej piątki nie powinniśmy wychylać nosa. Tylko, że to chyba nie o to chodzi. Czy można coś poradzić na to, że transowe, oparte na melancholijnych, gitarowych plamach „The Gala Event” czy bujające i funkujące „Suco De Tangerina” po prostu przyjemnie rozleniwiają? Nie sposób też nie polubić rockowego, energetycznego „Off The Grid” czy tajemniczego „The Rat Cage”, do których już przed premierą można było zobaczyć teledyski na youtube. „The Mix-Up” dowodzi po raz kolejny, że Mike D zupełnie dobrze radzi sobie za garami, Adrock prezentuje na gitarze zagrywki zarówno funkujące, jak i te, które przypominają o punk rockowych korzeniach grupy. Do tego bongosy, klawisze no i oczywiście MCA na basie, czyli zestaw tradycyjny. Jak zwykle w przypadku Three MCs and One DJ (wyłączając Mixmaster Mike’a, który tym razem dostał wolne), bez zbędnego silenia się na wirtuozerię i prób udowadniania swojej wielkości. Od razu przypominają się takie tematy z przeszłości jak „Sabrosa”, „In 3’s” czy „Sneakin’ Out The Hospital”, a więc łezka w oku się kręci. Wychodzi na to, że „The Mix-Up”, choć nowych lądów nie odkrywa, tworzy przyjemną i bezpretensjonalną mieszankę różnych stylistyk muzycznych w zdecydowanie przystępnej formie.
A dla tych, którzy kręcą nosem i nie mogą się przekonać do zawartości płyty, albo po prostu nie lubią bestialskiego jammowania, mam chyba dobrą wiadomość. Źródła zbliżone do Adrocka mówią, że już po zakończeniu obecnej trasy koncertowej Beasties wchodzą do studia. Celem jest nagranie kolejnej płyty, więc może przy następnej okazji – pod warunkiem, że się nie rozmyślą – włączą mikrofony i odezwą się choć jednym słowem? W końcu koncerty w Gdyni w ramach Open’er Festival pokazały, że nie są jeszcze duchem tak starzy, jak panowie w perukach z okładki antologii „The Sounds Of Science”.
Komentarze
[11 grudnia 2012]
http://www.screenagers.pl/index.php?service=summaries&action=show&id=18
[11 grudnia 2012]