Ocena: 8

Black Rebel Motorcycle Club

Baby 81

Okładka Black Rebel Motorcycle Club - Baby 81

[Sony; 1 maja 2007]

Debiut Black Rebel Motorcycle Club był wyjątkowy z wielu względów. Przede wszystkim ujawnił on wśród części miłośników muzyki alternatywnej silną tęsknotę za garażowym rockandrollem pozbawionym wirtuozerii, sztuczek i fajerwerków. Udowodnił, że na polu rytmicznego, gitarowego łomotu, wywodzącego się wprost z tradycji The Stooges i The Jesus & Mary Chain, jest jeszcze sporo miejsca dla niepokornych chłopców w skórzanych kurtkach, podartych jeansach i zaniedbanych fryzurach. Stąd wzięło się – podaję to jako ciekawostkę – określenie kalifornijskiej grupy jako najlepiej wyglądającego zespołu w zabawie z czasów istnienia wspólnoty Screenagers. Ale co ważniejsze, BRMC doczekali się także uznania za swoją muzykę. Pierwszy krążek wygrał nasz plebiscyt w roku 2002, dwa lata później znalazł się bardzo wysoko w zestawieniu podsumowującym ostatnie pięciolecie. Każda następna płyta także radziła sobie świetnie, finiszując w pierwszej dwudziestce rankingu (zarówno redakcji jak i czytelników) podsumowującego rok. Trzy świetne albumy z rzędu to już nie lada wyczyn. Warto o tym wspomnieć, zanim przejdziemy do zawartości krążka numer cztery.

Wielu zespołom trudno jest w dzisiejszych czasach utrzymać przez dłuższy okres równy, a właściwie równie wysoki, poziom wydawnictw. Większość z nich wypala się już przy okazji nagrywania następcy swojego debiutu, reszta poważnej zadyszki dostaje przy próbie wypełnienia trzeciego w dorobku krążka. Nic w tym dziwnego nie ma, swoje potwierdzenie znajdują bowiem wszelkiej maści teorie z zakresu psychologii i socjologii. Syndrom drugiej płyty, obrastanie w piórka, usilna próba udowodnienia swoje wartości – to tylko niektóre zjawiska, które mogą mieć wpływ na słabnącą wraz z wiekiem artystów jakość wykonywanej przez nich muzyki. Tymczasem BRMC jakby na złość wszelkim trendom i prawidłom, wchodzą do studia i wykazując profesorską wręcz rutynę w komponowaniu utworów, które przeciętnemu połykaczowi rockowej karmy na długo zadomowią się w głowie, nagrywają płytę pozbawioną choćby jednego słabego punktu. Jeżeli zastanawialiście się ile jeszcze chwytliwych kawałków można ułożyć na bazie kilku akordów i perkusji wybijającej rytm na dwa, to od 1. maja znacie już odpowiedź. Trzynaście…

…tyle bowiem utworów znajduje się na nowym wydawnictwie BRMC. „Baby 81”, jako czwarta w dyskografii grupy płyta, zgodnie z prostymi matematycznymi regułami, stanowi idealne połączenie tych elementów, które najbardziej zachwycały na albumach numer jeden i trzy. Jest to więc fuzja żywiołowego, ostrego rocka garażowego z okresu debiutu z bluesowym, poetycznym nastrojem charakterystycznym dla „Howl”. Najwyraźniej widać to w takich utworach jak „Took Out A Loan”, „666 Conducer” czy jednym z najmocniejszych punktów płyty – „Lien On Your Dreams”, gdzie spokojny w gruncie rzeczy rytm zdradza ukryte płytko pod powierzchnią napięcie, podświadomie wyzwalające czujność i oczekiwanie na uderzenie (które zresztą w tym pierwszym kawałku rzeczywiście nadchodzi). Obok nich znalazło się też miejsce dla kompozycji, które do tej pory w twórczości Kalifornijczyków podobały się najbardziej, czyli prawdziwych gitarowych wymiataczy. Mowa tutaj przede wszystkim o „Berlin” – doskonale skrojonym kawałku, który nie wyszedł BRMC od czasu „Love Burns” i „Whatever Happened To My Rock ‘n Roll”. Tylko nieznacznie ustępują mu „Weapon Of Choice” i dynamiczny „Need Some Air”. Po drugiej stronie mamy z kolei odważny, rozbudowany (prawie dziesięciominutowy), dość zaskakujący „American X” oraz nastrojowy „Windows”. O sile grupy zawsze stanowiły przede wszystkim pozbawione fajerwerków i efekciarstwa, rockowe przeboje – te szybsze i te spokojniejsze. I na tej płaszczyźnie „Baby 81” sprawdza się idealnie, właściwie bez zarzutu. W dodatku dostrzec można progres techniczny jeśli chodzi o umiejętności muzyków oraz – nieznaczne ale jednak – próby wyjścia poza dotychczasowe ramy, które objawiają się wspomnianym już „American X”, a także w ciężkich, prawie stonerowych gitarach w „Took Out A Loan” i grunge’owym klimacie „Cold Wind”. Jedyne do czego można by się przyczepić to dość nachalna produkcja płyty, która nie pozostawia tyle miejsca na garażowe zgrzyty co w przeszłości, ciężko jednak powiedzieć, czy w ostatecznym rozrachunku nie wychodzi to samej muzyce na dobre. Czy zatem „Baby 81” jest najlepszą póki co pozycją w dyskografii zespołu? Takiego stwierdzenia mimo wszystko chyba bym nie zaryzykował. Nie ulega jednak wątpliwości, że…

…utwory takie jak „Berlin” czy „Weapon Of Choice” pozwalają na chwilę zapomnieć o swoim wieku i powrócić myślami do beztroskich wieczorów licealnych, upływających pod znakiem konkursów skoków z meblościanki na łóżko w rytm głośnej muzyki puszczanej ze zdezelowanego magnetofonu. Już dla tych trzech piosenek każdy fan żywiołowego rocka powinien przynajmniej zapoznać się z nową płytą Black Rebel Motorcycle Club. Jeżeli chłopakom uda się utrzymać dobrą passę w przyszłości, to mają naprawdę dużą szansę stać się (o ile jeszcze się nie stali) obok The White Stripes najważniejszym zespołem rockandrollowym trzeciego Millenium.

Przemysław Nowak (21 maja 2007)

Oceny

Przemysław Nowak: 8/10
Marceli Frączek: 7/10
Paweł Sajewicz: 7/10
Witek Wierzchowski: 7/10
Marta Słomka: 6/10
Kasia Wolanin: 5/10
Tomasz Łuczak: 5/10
Jakub Radkowski: 4/10
Maciej Maćkowski: 2/10
Średnia z 45 ocen: 7,42/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także