Ocena: 7

The Aliens

Astronomy For Dogs

Okładka The Aliens - Astronomy For Dogs

[EMI; 19 marca 2007]

Kombinując nad recenzją „Astronomy For Dogs”, moje myśli mimowolnie wędrują ku artykułowi, którego stworzenie kiedyś – na wysokości naszego rankingu lat osiemdziesiątych – przyrzekłem reszcie redakcji. Tekst miał dotyczyć The Dukes Of Stratosphear, którzy trafili do ścisłej poczekalni ww. listy (a konkretniej – i tu uchylę rąbka redakcyjnej KUCHNI – wpadli do niej wskutek akcji przycinania rankingowego ogonka do okrągłej setki). Ponieważ nie powstał, zmuszony będę nakreślić podstawowe wątki w poniższym akapicie, tak by błyskotliwie wyłapane powinowactwo pomiędzy A i B stało się olśniewające i dla was. A więc...

Dorastając w Wielkiej Brytanii w latach sześćdziesiątych nietrudno było otrzeć się o wczesne Pink Floyd, Bitelsów ery „Sgt. Pepper’s”/„Magical Mystery Tour” czy choćby zastępy amerykańskich importów w postaci zapomnianych dziś kapelek a la Electric Prunes, Kaleidoscope lub Strawberry Alarm Clock. Specyficzne patenty produkcyjne, tajemnicza, mistyczna mgiełka anonimowości wokół muzyków, dziwaczne, oderwane od rzeczywistości nazewnictwo – to wszystko sprawiało, że psychodelia drugiej połowy 60s musiała być szalenie pociągająca. Pokolenie dorastające wtedy dojrzałość osiągnęło w okolicach przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – dyskretne hołdy erze psychodelicznego rocka składali The Soft Boys czy Cleaners From Venus. Obok nich funkcjonowały grupy takie jak Echo & The Bunnymen, Teardrop Explodes czy wreszcie XTC, które wpływom lat sześćdziesiątych nadawały aktualnego wymiaru poprzez miks z brzmieniami nowofalowymi (ależ uogólniam). Być może dopiero wyrwanie się z kieratu niekończących się tournee umożliwiło Partridge’owi realizację koncepcji psyche-popowego projektu, polegającego na powołaniu do życia fikcyjnej grupy, w każdym elemencie stylizowanej na 1967. Tak powstali The Dukes Of Stratosphear, będący niczym więcej jak alter ego XTC. Pozujący w słomianych kapeluszach i kolorowych wdziankach do odpowiednio retuszowanych fotografii muzycy przybrali specjalne ksywy, początkowo ukrywając swoją prawdziwą tożsamość (mit głosi, że AP udzielał telefonicznych wywiadów odpowiednio modulowanym głosem, tak, aby nie można go było rozpoznać). Efektem ich prac były EP-ka i longplay, wypełnione pastiszami m.in. barrettowskich Floydów, Byrds, Beach Boys, późnych The Beatles czy The Hollies (sprawdzić: antologia wszystkich nagrań o tytule „Chips From The Chocolate Fireball”).

Skojarzenie z The Aliens nasuwa się per analogiam. W końcu czymże było The Beta Band, jeśli nie jedną z najciekawiej poszukujących brytyjskich grup ostatniej dekady i czymże innym, jeśli nie jej częściową reinkarnacją są nasi dzisiejsi bohaterowie. Co prawda Anderson, Maclean i Jones nie występują pod przybranymi nazwiskami, reszta nie jest jednak daleka od rzeczywistości. Zdjęcie pstryknięte półce z ich ulubionymi płytami jako alternatywna okładka „Astronomy For Dogs” byłoby bardziej wymowne niż pies gapiący się w teleskop. Nazwę z cyklu The ...s mogę odczytać jako pół-szyderstwo z tej całej mody na The Killers-The Schmillers, tabunów nieodkrywających niczego zespolików z niewyparzonymi gębami pełnymi sloganów o swojej zajebistości. The Aliens zdają się pieprzyć to w dwójnasób. „Wszystko to, co chcemy wam zagrać zostało już dawno zagrane” – ogłaszają poprzez swoje piosenki – „ale my te klocki umiemy poukładać dużo fajniej niż tamci, baaa, ich budowle to jakieś chałupki z pięciu klocków na krzyż, a i tak się rozsypią jak ktoś mocniej kichnie; nasze konstrukcje stoją stabilnie, a dochodzą do kilkudziesięciu klocków!”

Właściwie tu mógłbym zamilknąć i zostawić wam, moi mili, całą najlepszą zabawę w rozpisywanie poszczególnych tracków na składowe. Za fajne to jednak. Tym bardziej, że Aliens, w przeciwieństwie do Dukes, dokonują przelotu przez cały kalejdoskop gatunków. Na „Astronomy For Dogs” sąsiadujące ze sobą piosenki stylistycznie dzieli często kilkanaście, jeśli nie -dziesiąt lat. „Setting Sun”, czyli „All Along The Watchtower” Hendrixa, dzieli pokój z „Robot Man”, flirtującym z czarnym funkiem 70s i wskrzeszającym ducha „Screamadeliki” zarazem (a la „Movin’ On Up”). „Tomorrow” – na milion procent hołd dla The Byrds – jest zupełnie niespodziewanym wprowadzeniem haciendowego bitu „Rox” (kontynuacja tracka drugiego). Przekopując się przez ten album z długimi utworami, trafimy też na uduchowiony niczym nagrania Flaming Lips lub Polyphonic Spree, skrzypcowy, zbiorowy lament „She Don’t Love Me No More”, typowe dla Pink Floyd z watersowskiego okresu wokalne harmonie „Honest Again”, wreszcie więcej niż jeden fragment, gdzie The Aliens przefiltrowują retro-formułę w wystarczająco nowoczesny sposób, by zabrzmieć zupełnie jak post-beatlesowskie Super Furry Animals: sprawdź echa „Keep The Cosmic Trigger Happy” w „Glover”; posłuchaj „The Happy Song”. One! two! three! four!, zakrzykuje na otwarcie Anderson, więc chcielibyśmy pociągnąć: well she was just seventeen, lecz to bardziej amfetaminowy McCartney wykonujący „Magical Mystery Tour” po latach.

Prosiłbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli. The Aliens to nie durni epigoni, przepisujący nutka po nutce swoje ulubione piosenki. To, co dwadzieścia lat temu Dukes Of Stratosphear zrobili z „Piper At The Gates Of Dawn” w „25 O’Clock” lub „Pet Sounds” w „Pale & Precious” (i do pewnego stopnia Primal Scream na wspomnianej „Screamadelice”), czyli przekucie pomnikowych inspiracji w swój własny, kreatywny, inteligentny sposób, wydaje mi się fantastycznym osiągnięciem. W mikroskali to samo udaje się „Astronomy For Dogs”: dobrej płycie, bo mającej dobre wzory, ale i dobrych wykonawców. I jeśli dobrnęliście do tego miejsca recenzji, to możecie postawić jej identyczny zarzut, co mój jedyny właściwie pod adresem albumu The Aliens: nie selekcjonuje najważniejszego, jest za długa, a pod koniec („Caravan”) zaczyna męczyć nie do końca klarownymi intencjami. No, ale ogólnie brawa, z tym że co do listy dekady mam poważne wątpliwości. Na razie zobaczymy co z końcoworoczną.

Kuba Ambrożewski (17 kwietnia 2007)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 7/10
Maciej Lisiecki: 7/10
Jakub Radkowski: 6/10
Kasia Wolanin: 6/10
Piotr Szwed: 6/10
Przemysław Nowak: 5/10
Średnia z 12 ocen: 6,41/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także