The Arcade Fire
Neon Bible
[Rough Trade; 5 marca 2007]
Zredukowany za pomocą miroir noir obraz rzeczywistości nie jest zbyt wesoły. Oglądasz się w kamerach ochrony, spoglądasz sobie w oczy, coś się wydarzy, klątwa nie zostaje zdjęta. Klawiszowe wstawki kojarzące się z filmami kryminalnymi potęgują niepokojący nastrój. Tekst recytowany. Czy lustro pokaże kiedy zaczną spadać bomby? Pod koniec w oddali słychać wystrzały...
Grzejesz silnik aby odejść. Oni znają Twoje imię? Boisz się śmierci. Wiesz, że pewnego dnia możesz nie wrócić na noc do domu. Marszowa mantra, chyba siedem nut motywu przewodniego. Coś jednak mówi Ci, że koniec nadchodzi.
„Gott ist tot! Gott bleibt tot! Und wir haben ihn getötet. Wie trösten wir uns, die Mörder aller Mörder?“ Cztery dźwięki, sylaba po sylabie: NE-ON BI-BLE. Smyczki. Słowa Księgi straciły wagę? Obiecujesz sobie nie czytać w nocy tej nowej, neonowej.
„Kirche? Antwortete ich, das ist eine Art von Staat, und zwar die verlogenste.“ Ktoś pracuje na rzecz kościoła, zaniedbując rodzinę. Trwa wojna, wszyscy walczą, chociaż niekoniecznie w pierwszej linii. Kiedy odetną obywatelom linie telefoniczne? Cóż za szyderczo podniosły nastrój. Smyczki, werble, cymbałki. Katedra. „Man soll nicht in Kirchen gehn, wenn man reine Luft atmen will.“
Nic nie trwa wiecznie, znowu wyczuwasz zmiany, na środku morza jest wielka czarna fala. Fale wytwarza też wokal w tle. To będzie długa podróż na falach zapomnienia. W dodatku w części po francusku.
W Oceanie Zgiełku ktoś spotkał kogoś. Wyszedł rankiem pogrążając się Oceanie Przemocy. Tak jak ona ma swoje powody. Wokal wyalienowany. Czy ona i on potrafią rozwiązać problemy? Pianino wprowadza trochę ożywienia. Może nie wszystko stracone.
Wskrzeszony. Żyje w latarni morskiej. Żwawo z chóralnymi wstawkami. Zaraz, zaraz przecież heaven is only in my head, in my head, in my head, in my head, in my head. Co robią tu odniesienia do księgi Izajasza?
„Das Wort schon »Christentum« ist ein Missverständnis -, im Grunde gab es nur einen Christen, und der starb am Kreuz.“ Gość nie chce robić w wieżowcu w centrum. Ma na życie inny sposób. Nie chodzi tylko o retrospekcje 9/11 i niebezpiecznych typów zajmujących miejsca z tyłu autobusu. Dobry chrześcijanin chce pokazać światu jak dobry jest bóg. Córka człowieka pięknie śpiewa... zmuszana do występów na scenie przez ojca. Świetny, wykrzyczany końcowy wers. A to wszystko bossowskie jest tak w ogóle.
Fale wywołane wcześniej uderzą w końcu o brzeg. Fantastycznie rozpędzony utwór. MTV winna trzeciej wojnie światowej? Skrzypce. Rozjuszone morze zmiecie w końcu dom stojący w płomieniach? Czy to odpowiedź córki człowieka z poprzedniej piosenki? Dlaczego wziąłem procha. Jedno jest pewne. Nadchodzących wydarzeń nikt nie chciałby oglądać z perspektywy parapetu.
No to już niby było. Lifting wyszedł na zdrowie urodzie. Trochę galopad perkusji. Chyba najbliżej tego co było. Gdzie to miejsce bez aut, statków, samolotów? Pomiędzy błyskiem a początkiem snu? Women and children, let's go!
A na koniec wyzwolenie. Dryfujące emocje. Apatia, złość. Serie bębnów jak karabin maszynowy. Organy ponownie kreują świątynny nastrój. Czy mój umysł znalazł klucz?
Czy o to chodziło, Win? Neonowa Biblia obrazem przedapokaliptycznej rzeczywistości? Coś jeszcze? Coś na pocieszenie: „Das Leben ohne Musik ist einfach ein Irrtum“.