Patrick Wolf
The Magic Position
[Loog Records; 26 lutego 2007]
Patrick Wolf od 2003 roku, kiedy to ukazała się jego świetna debiutancka płyta „Lycanthropy”, poza zmianą koloru włosów na głowie nie przechodzi żadnych piorunujących metamorfoz. Zmiany w jego brzmieniu zwykły być zazwyczaj delikatne, aczkolwiek mocno zauważalne, mające znamiona twórczego dojrzewania wokalisty bez uszczerbku na jego młodzieńczej werwie i energii. Na pierwszym krążku głodny wilk zaatakował w skórze nowoczesnego barda, umiejącego dostosować tradycyjne, irlandzkie dźwięki i singer/songwriterską stylistykę do kanonów współczesności. Na „Wind In The Wires” postanowił poprawić noty za wrażenia artystyczne, wyrazistość zastąpił refleksyjnością, kilka efektownych piosenek okraszał nastrojowymi, zmysłowymi kompozycjami. A jeśli chodzi o trzeci album, Wolf zamienia się na nim w sprawnego cyrkowca, chcącego przećwiczyć razem z nami kilka ciekawych pozycji.
Przedstawienia Irlandczyka jak zwykle rozpoczynają i kończą krótkie utworki, spinające całą zawartość płyty niczym spirala kompozycyjna literackiego tekstu. Patrick Wolf najlepsze swoje numery z „The Magic Position” ujawnia już na samym początku. Efektowna żonglerka dźwiękami w utworze tytułowym od pierwszych sekund wprowadza atmosferę zawadiackiego spektaklu: chwytliwy refren i skoczny rytm smyczków – to musi się podobać. Nie zwalniając tempa wokalista szybko prezentuje nam, skądinąd świetnie już znany, brawurowy, kaskaderski numer pt. „Accident & Emergency”, wciągający po mistrzowsku i rozmachem publikę w dobrą zabawę rodem z czasów „Bloodbeat” czy „The Libertine”. Zdecydowanie najwięcej teatru w tegoroczny występ Wolfa wprowadza „Bluebells” ze swoją rozbudowaną melodyką, w której świetnie odnalazłaby się i Kate Bush, i Elizabeth Fraser. Dalszą część przedstawienia wypełniają przede wszystkim nastrojowe, liryczne utwory, z których Irlandczyk jest znany, choć być może pod tym względem Patrick Wolf na „The Magic Position” prezentuje swoje najsłabsze z dotychczasowych oblicze, a ze wszystkich spokojnych piosenek na plus wyróżnia się jedynie futurystyczne „The Stars”.
Narzekać na trzecią płytę wokalisty nie wypada, poziomem bliźniaczo przypomina „Wind In The Wires”, ma kilka mocnych momentów, znów doskonale ilustruje możliwości i potencjał Wolfa. Sympatyków jego twórczości płyta „The Magic Position” na pewno zadowoli, niezainteresowanych do tej pory może w końcu zainteresuje, malkontentów raczej nie przekona. Stracą przede wszystkim ci ostatni.