Ocena: 3

Idlewild

Make Another World

Okładka Idlewild - Make Another World

[Sequel; 5 marca 2007]

Miejsce Idlewild na mapce brytyjskiego indie-rocka przełomu dekad jest symptomatyczne. Jak już pisał Tomek przy okazji „Warnings/Promises”, w elektrycznej krucjacie przeciw nowo-akustycznemu popowi Roddy, Rod, Bob i Colin byli najbardziej hałaśliwymi wysłannikami Szkocji. Punkowcy z wyraźnie studenckim, intelektualnym rysem, stanęli w jednej linii z Six By Seven, ze skrzydła psychodeliczno-noisowego, czy drużyną młodzieżową Seafood, by stać się się antidotum dla tych, w których überwrażliwi chłopcy z akustykami, niezależnie czy chodziło o Chrisa Martina czy Davida Graya, wzbudzali niepohamowaną agresję, i dla tych, którzy kochaliby Ash, gdyby tylko tamci słuchali w dzieciństwie mniej heavy metalu, a więcej Sonic Youth. Ich piłujące, przesterowane riffy bezlitośnie cięły nylonowe struny gitar przeciwników z drugiej strony barykady, a wydzierający się Woomble przy spłoszonych głosikach brzmiał prawie jak zwyrodniały kapral.

Świadomość własnych atutów przyszła stosunkowo szybko. Pierwsze, jeszcze nierówne, chwilami chaotyczne nagrania, dzieliły się na te symbolizujące w bezkompromisowy sposób fascynację melodyjnym hardcorem Husker Du i niechlujstwem Nirvany oraz te ujawniające podziw dla liryczno-myślicielskiego stylu R.E.M. Na debiutanckim „Hope Is Important” radosne napierdalanki a la „Everyone Says You’re So Fragile” sąsiadowały z balladową dojrzałością „I’m Happy To Be Here Tonight”, więc pomimo niewątpliwego uroku płyty, ciężko zaklasyfikować ją jako w pełni logiczną wypowiedź. Co innego „100 Broken Windows” – spóźniony college-rockowy klasyk, jakiego zabrakło na Wyspach półtorej dekady wcześniej; porcja dwunastu inteligentnych wymiataczy, dysponujących niewyczerpanymi pokładami energii i zabierających dokładnie tyle czasu, ile muszą (o życiowej formie Szkotów z tego okresu mówi kilkanaście bisajdów, z których dałoby się ułożyć osobny, zupełnie rzetelny longplay). Dalsze dzieje Idlewild są dobrze znane – na dwie próby raz udało im się sprzedać z klasą. Od połowy bieżącej dekady datuje się rozpaczliwe pikowanie i trzymając się tej terminologii, aktualna sytuacja to już ostatni moment, żeby katapultować się z tego samolotu i uniknąć katastrofy. Żałosna dyspozycja jednego z ulubionych przed laty zespołów, ech, I remember when we were young.

„Make Another World” uderza po uszach brakiem kierunku. Przyjazne radiowe brzmienia, charakterystyczne dla obu jej poprzedniczek kontrastują z reminiscencjami wczesnych, punkowych dni Idlewild. Skonfundowanie budzi konfrontacja „In Competition For The Worst Time”, próbującego trochę daremnie wskrzesić wystrzałowy początek „100 Broken Windows” z najbardziej komercyjną próbką w całej dotychczasowej historii grupy, „No Emotion”, brzmiącym jakby zespół chciał napisać swoje „Somebody Told Me”. To wrażenie pogłębi się, kiedy chwilę później przestrzenne gitarowe ozdobniki „Make Another World”, zbliżające utwór do stadionowych dokonań Simple Minds A.D. 1985, zostaną zmiecione z powierzchni ziemi przez dwuminutową petardę „If It Takes You Home”. Ten ostatni zresztą byłby godnym następcą pamiętnego „A Modern Way Of Letting Go”. Byłby, ale nie jest.

Idlewild dotknęła bowiem przykra przypadłość, przejawiająca się w dokumentnym sparaliżowaniu ich zmysłów melodycznych. Łatwo to sobie uzmysłowić na przywołanym przed chwilą przykładzie, zestawiając ze sobą dwa bliźniacze pomysły na piosenkę, z których jeden zrealizowano dobrze, drugi niekoniecznie. „Future Works” brakuje konkretu „Tell Me Ten Words”, i nie pomaga tu odwrócenie uwagi końcówką, z ładną, ale niewiele rozwiązującą trąbką. Dowolny odrzut z „The Remote Part” zawstydza okropne „You And I Are Both Away”. Próbuję trzeci, piąty, siódmy raz załapać „A Ghost In The Arcade”, ale znów, szybko uświadamiam sobie, że słyszałem to już wiele razy i zawsze lepiej. Siermiężny sznyt „Once In Your Life”, szarość „Finished It Remains” – nie, nie i jeszcze raz nie. Tylko trzydzieści pięć minut i tyle rozczarowań. Niestety, dziś „Make Another World” to czerwona latarnia w rankingu albumów Idlewild jako ich „Around The Sun”, ich „Meds”, ich najbardziej bezcharakterna, zagubiona, wypalona, zmęczona płyta.

Kuba Ambrożewski (12 marca 2007)

Oceny

Przemysław Nowak: 5/10
Kuba Ambrożewski: 3/10
Średnia z 5 ocen: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także