Cerys Matthews
Never Said Goodbye
[Rough Trade; 21 sierpnia 2006]
O „Never Said Goodbye” - drugiej solowej płycie Cerys Matthews z łatwością można by powiedzieć wiele dobrego, właściwie pozytywna recenzja pisałaby się tutaj sama: „była wokalistka walijskiej supergrupy Catatonia prezentuje mieszankę rozmaitych stylów (indie pop, alt country, folk, funk, elektronika), mieszcząc je wszystkie w formie popowych piosenek”. No i dlaczego w tym momencie (mimo że cały fragment wzięty w cudzysłów, to najprawdziwsza prawda!) sumienie recenzenta każe się zatrzymać i przystąpić do zdecydowanej krytyki?
Na „Never Said Goodbye” gra wszystko oprócz trzech podstawowych elementów, a na imię im: melodie, teksty, klimat. Ta płyta przypomina trochę filmowe superprodukcje, którym nie brak niczego poza dobrym scenariuszem. Cerys, chcąc przyrządzić coś wieloskładnikowego, wykwintnego, dość mocno się pogubiła. Nie jest chyba dobrze, jeśli tło robi dużo lepsze wrażenie niż pierwszy plan. Na swoim drugim solowym krążku Matthews gdzieś ginie, podobają się rozbudowane aranżacje smyczków, łączenie ostrzejszego, wyrazistego brzmienia gitar z rozmytym, delikatnym elektronicznym tłem, folkowymi przeszkadzajkami, cymbałkami i pianinem. Podoba się nawet patetyczny chór wieńczący „Blue Light Alarm”. Na „Never Said Goodbye” problem jest właściwie „tylko” z główną bohaterką. Cerys śpiewa bowiem w irytujący jednostajnością sposób, ożywiając się chyba jedynie w mocnym, rockowym „Oxygen”, który jest jednym z niewielu nieprzekombinowanych fragmentów płyty (pozostałe to: „Open Roads” i „Endless Rain”). Słabe piosenki zaaranżowane w oryginalny sposób (tak, tak, jest to możliwe) mogłyby obronić się tekstami, ale tutaj niestety nie jest lepiej. Ociekają one wszystkim, co najgorsze w tzw. „poezji kobiecej”. Oto w miarę reprezentatywny, nie złośliwy, przykład:
And as for then and as for now
As for who and as for how
There’s just one thing I can’t forget
How beautiful you are.
Abstrahując od „przekazu” (pop nie musi przecież, a czasem wręcz nie powinien być zbyt ambitny, jeżeli chodzi o treść), ciekawe jak „Never Said Goodbye” sprawdziłaby się w wersji akustycznej? Jak wypadłby ten materiał, gdyby zostawić jedynie szkielet w postaci gitary i wokalu? Mam niestety wrażenie, że większość nowych piosenek Cerys tego najprostszego testu zwyczajnie by nie przeszła.