Mount Eerie
No Flashlight
[Play/Rec; październik 2006]
Dziwię się ludziom, którzy mówią, że nic im się nie śni. Jakie to jest życie? Sen to podstawa egzystencji. Tak ostatnio przeczytałem w jakimś kobiecym dodatku na Gazeta.pl, ale nie w „Wysokich obcasach”. Poważne źródło, prawda? Ale wierzcie mi, nie chcę mi się chodzić po bibliotekach, by zgłębiać naturę snu. Wolę spać. Najczęściej słucham muzyki na swoim iPodziku, mam tam okładki do poszczególnych płyt, które sam znajduję i w komputerze przylepiam. Kiedy gra muzyka, lepiej zapadam w półsen. Dźwięk w słuchawkach powoli zniekształca się i np. głos Thurstona Moore’a staje się głosem kaznodziei. Czasem wtedy myślę o bogu i kościele, lecz to tylko jeden z wątków. Zaraz i on się urywa, pojawia się następny, teraz już tkam kolejny, squash i Rafał Ziemkiewicz, obrazy: RAZ gra w squasha, potem moja dawno niewidziana koleżanka z liceum obiera ziemniaki w hotelu, przeszła przemianę duchową. Mistrz gry rzuca K6: 1, 2 – zdaję sobie sprawę, że trochę odleciałem, próbuję to skorygować i dalej myśleć o czymś ważnym; 3, 4 – budzę się nagle, zdejmuję słuchawki, nie zasnę przez najbliższe dwie godziny; 5, 6 – śpię twardo już do samego rana, półsen zmienia się w sen, faza Michaela Stipe’a.
***
Phil Elv(e)rum to postać, której należałoby poświecić osobną zupełnie pracę (asekuracja nr 1), zaś trzy jego płyty to temat na debatę w „Polakach” (przy trzech asekuracjach Mistrz Gry rzuca raz jeszcze K8). Jerzy, mechanik z Rybnika, 47 lat: „Faktem jest, że Phil na pewnym etapie, parekseląs zerwał z tradycją, podążył własną ścieżką, owca pożarła owczarka i odłączyła się od stada”. Ania, studentka z Warszawy, 22 lata: „Ja akurat najbardziej cenię dwa albumy, jeszcze przed Mount Eerie, tzn. It Was Hot We Stayed In The Water, najbardziej piosenkowy, jeżeli takie określenie w ogóle pasuje do Microphones i rozszerzający te koncepcję, przepiękny The Glow, Pt.2”. Adam, bezrobotny z Włocławka, lat 33: „Warto jednak się zastanowić czy Mount Eerie, projekt zupełnie wyjątkowy, jest rzeczywiście poszerzeniem granic muzyki pop?” Leszek, prawnik, mieszka w Chicago, lat 48: „Ten album to jakisz sztraszny niezrożumiały bełkot, jakieś gówno dla Demokratów, oni nam żawsze takie rzeczy wmawiają, chcą gejów, pedałów”. Szum, gwar, prowadzący: „Cóż. Phila Elveruma na pewno można nazwać postacią kontrowersyjną. Można go kochać albo nienawidzić. Czy jego muzyka to wielka sztuka czy sidła założone na snobistycznych krytyków i oddaną garstkę fanów? Prawda j a k z w y k l e leży po środku. Dobranoc, państwu.”
***
Mam problem z tą płytą. Kocham unikalne konstrukcje Elveruma, te legendarne już pieprznięcia gitar i bębnów, za pomocą których Phil buduje napięcie, te zwiewne melodie wyśpiewywane głosem pustelnika, będącego w stałym kontakcie duchowym ze sferami niebieskimi. Mam problem, bo rozpada mi się ona w rękach, rozkłada w uszach, gubi się mój rytm. Pierwsze utwory zwiastujące wielkie dzieło, kolejne w dorobku, ale wraz z upływem czasu jakby wszystko się już miesza. Czy to już utwór czwarty, czy piąty, która to godzina? Cofam się do fazy embrionalnej, wody płodowe wokół. Mount Eerie. Cofam się do okresu pierwszych plemion, człowiek rozpala ogień, uderzą kijem w kijek, wystukuje rytm. Mount Eerie. Cofam się do czasu pierwszych ludzi, schodzą z drzew na sawanny. Mount Eerie. Olbrzymi superkontynent Pangea, zlodowacenia, dinozaury, wielki wiatr, pierwsze jednokomórkowce. Elverum – kapłan Matki Ziemi, druid, awangarda ewolucji, ojciec ludzkości w jej pochodzie tysiącleci, mnich tajnego solarnego bractwa, kuzyn wilka i antylopy, szaman wśród wyznawców animizmu, czarnoksiężnik bogini Inanny, nekromanta pobudzający do życia rzeczy martwe, papież współczesnej muzyki czy niezwykły nudziarz? Prawda j a k z w y k l e leży pośrodku.
***
Ale wiecie, że przecież prawda nigdy nie leży pośrodku?