Ocena: 7

Fujiya & Miyagi

Transparent Things

Okładka Fujiya & Miyagi - Transparent Things

[Tirk; 15 maja 2006]

Całkiem niedawno dość szeroki światowy rozgłos uzyskała grupa Szwedów podszywających się pod Hiszpanów; my dla odmiany napiszemy coś o Brytyjczykach udających Japończyków. Przyznać trzeba, że na tle kryptoskandynawskiej mizerii ostatni album brightońskiego tercetu Fujiya & Miyagi prezentuje się nadzwyczaj poprawnie. Co więcej, jego urok doceniony został już nawet w samej Japonii- wśród zagorzałych zwolenników twórców „Transparent Things” znajduje się bowiem jeden z najbardziej rozpoznawalnych dalekowschodnich przedstawicieli muzyki rozrywkowej - Damo Suzuki.

Wspomnienie nazwiska legendarnego wokalisty Can pozwala nam na płynne przejście do wątku podstawowej muzycznych fascynacji Fujiya & Miyagi, jaką jest bez wątpienia krautrock, ze szczególnym uwzględnieniem formacji Neu!. Echo metronomicznych rytmów Klausa Dingera słyszalne jest od pierwszych sekund albumu, a w niektórych jego momentach może wydawać się wręcz niepokojąco überwyraźne – „Conductor 71” czy „Casettensingle” to nic innego, jak przesiąknięte adoracją dla przywódców teutońskiej muzycznej awangardy wariacje wokół „Hallogallo”. Na szczęście Fujiya & Miyagi wykazują się nie tylko biegłą znajomością obsługi kserokopiarki, ale potrafią też w efetkowny sposob zmieszać krautrockową esencję z innymi stylistycznymi składnikami. „Collarbone” i „In One Ear And On The Other” przywołują wspomnienie „Never Win” Fischerspoonera, a tytułowy utwór spokrewniony jest w pierwszym stopniu z tegorocznym „The Warning” Hot Chip. Z pozostałych źródeł inspiracji wymienić należy także funk, najwyraźniej obecny w „Photocopier”; transowa nawałnica syntezatorów w środkowej części tego samego utworu przypomina z kolei środkowe Stereolab. Nazwami rzucać można by jeszcze długo, ale najistotniejszy jest wspólny mianownik całej tej zbieraniny: niemal wszystkie utwory na „Transparent Things” dostarczają skutecznej motywacji do przeprowadzenia ożywionych manewrów parkietowych, o czym warto pamiętać w kontekście zbliżającego się 31 grudnia.

Mocną stroną albumu są niewątpliwie teksty. Subtelna szydera ze zblazowanego, wielkomiejskiego konsumenta, autoironiczny monolog przy biurowej kserokopiarce, czy też porozrzucane dookoła niesztampowe wzmianki o sznurowadłach i wolnym metabolizmie produkują wespół szeroki uśmiech na mojej paszczy nawet wtedy, gdy słyszę je po raz czterdziesty. Miło wiedzieć ze ambicje tekstowe przedstawicieli branży rozrywkowej nie sprowadzają się do konstatacji, że Jerzy Busz to szatan, a politycy powinni być dobrzy i uczęszczać na roraty. Reasumując - pozycja rekomendowana.

Maciej Maćkowski (22 grudnia 2006)

Oceny

Kasia Wolanin: 7/10
Kamil J. Bałuk: 6/10
Średnia z 7 ocen: 6,71/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także