Peeping Tom
Peeping Tom
[Ipeac; 30 maja 2006]
Dla tych, którzy nie wiedzą: Peeping Tom to kolejne wcielenie harującego jak wół, super-sławnego śmieciarza, jakim niewątpliwie jest Mike Patton. Tego, że grzebie w koszach, wielkich, miejskich kontenerach, źle sypia i bez przerwy szwenda się w poszukiwaniu najdziwniejszych rekwizytów, przedmiotów i wynalazków dla celów twórczych, nikomu chyba nie trzeba uzmysławiać. I choć nie jest artystą na miarę Franka Zappy, Billa Laswella czy Johna Zorna, to na pewno wpisuje się swoją działalnością w podobną kategorie wagową. Na potrzeby projektu Fantomas z niepodważalną pomocą perkusisty Slayera, Dave’a Lombardo, gitarzysty Melvins, Buzz’a Osbourne’a i basisty Mr. Bungle, Trevora Dunna, swobodnie nurkował po (heavy, doom) metalowe narzędzia, stosując je potem w abstrakcyjny i często absurdalny sposób. Dla niepoznaki, już jako General Patton, penetrował śmietniki w dzielnicach zarezerwowanych dla różnej maści hip-hopowców, szukał inspiracji pośród ponurych blokowisk oraz wypalanych seryjnie skrętów i w ten sposób łatwo skumplował się z The X-Ecutioners. Współpracował też z Rahzelem czy Johnem Zornem. Peeping Tom to jednak nieco bardziej ułożony projekt, z plejadą gwiazd w rodzaju Massive Attack, Amon Tobina czy Norah Jones na czele. Sam Mike zwiedza tym razem osiedla, gdzie co prawda ścisła segregacja odpadów jest na porządku dziennym, ale smród i brud skądś tam jeszcze się wydobywa.
Na dobry początek Patton obrzuca nas jednak nieczystościami. „Five Seconds” odznacza się agresywnym refrenem przywodzącym na myśl hard-projekty ex wokalisty Faith No More. Kompozycja jako całość zapowiada kierowanie się raczej w stronę specyficznie pojmowanego popu z naleciałościami hip-hopu, czego przykładem może być singlowe „Mojo”. Jest zatem stosunkowo melodyjnie, łatwo i przyjemnie, choć na pewno nie porywająco. Ot, przechadzamy się z naszym artystą i nieustraszonym poszukiwaczem śmieci w jednym po ulicach zdobionych błyszczącymi witrynami sklepowymi, od czasu do czasu przeglądając się w nich niczym zahipnotyzowani.
O ile od strony muzycznej jest jak na Pattona w miarę konwencjonalnie, to od tekstowej bywa często bardzo pikantnie. Tak się dzieje choćby w przypadku „Sucker”, m.in. za sprawą… Norah Jones. To spore zaskoczenie, bo któż by się spodziewał po autorce delikatnych i łagodnych piosenek z pogranicza popu i jazzu, że zacznie rzucać emanujące erotyzmem, niecenzuralne słowa, z ekspresją godną Skin? Chciałoby się powiedzieć: nieprawdopodobne, ale jednak. Pozostali goście są już jednak momentami zagubieni, Patton jakby w ogóle nie dawał im dojść do głosu. Praktycznie nie słychać, że w „Kill The DJ” maczał palce Robert Del Naja, a w „Don’t Even Trip” swój udział miał Amon Tobin. Dobrze, że chociaż w „Mojo” słyszymy beat-box w wykonaniu Rahzela, ale wydaje się, że Patton zdominował swoich muzycznych partnerów do tego stopnia, że „Peeping Tom” może momentami drażnić czy nudzić, choć w ogólnym odczuciu prezentuje się całkiem przyzwoicie.
Przez cały czas próbowałem udowodnić, że najnowsze dzieło Pattona należy do prostych i w miarę klarownych w jego dotychczasowym dorobku. I nie mam zamiaru zaprzeczać. Artysta nie byłby jednak sobą, gdyby czegoś nie udziwnił. Tym razem mamy do czynienia z nietypową, wysoko rekomendowaną przez niżej podpisanego, edytorską stroną tego albumu. Mało tego, że przez imitację dziurki od klucza podglądamy roznegliżowaną damę, to jeszcze kartonowe pudełko się rozsuwa i oglądamy dalszy ciąg obrazkowego świntuszenia. Wszystko to jednak w wersji soft, więc możemy spać spokojnie.
Mike Patton nie ma czasu nawet na krótką drzemkę.
Komentarze
[10 listopada 2018]
http://bestrealgirl.com/?u=6ex8kwf&o=uz5kxp7