Ocena: 6

TV On The Radio

Return To Cookie Mountain

Okładka TV On The Radio - Return To Cookie Mountain

[4AD; 3 lipca 2006]

Swego czasu poprosiłem Kubę by wynalazł mi na ILM wątek o nowym TV On The Radio. Znalazł stary, z lutego.

Danielson Famille? Destroyer? TV on the Radio? It seems like some people on this board haven't realized that it's February 2006 and not late 2003/early 2004. How do you get so excited by this shit? Do you all write for Rolling Stone or something?

-- trees (meltingglacier...), February 26th, 2006

Hehe. Jest październik, nie luty, a ludzie dalej są „excited by this shit”. I choć nie ma w przypadku „Return to Cookie Mountain” mowy o gównie, to rzeczywiście płyta obarczona genetycznym spóźnieniem. Wiecie: matematyka mówi, że mój dziadek będzie zawsze ode mnie starszy. „Jest rok 2006, a ja wciąż brzmię staro”, parafrazując Sinego.

I to w zasadzie najpowazniejsza wada wydawnictwa. Brak mu świeżości, gibkości, wagi, aby z siłą wodospadu zaatakować. Sitek ciśnie, męczy się i męczy, Adebimpe poci te kolejne nuty, reszta z nimi w ten deseń zaciąga. Dobre to skutki przynosi. Szczerze powala od razu „Playhouses” – esencjonalny dla nieistniejącego gatunku apokaliptycznego post-punku. Wątki z poprzedniej płyty udanie ciągną „Wolf Like Me” i „Dirty Whirl”, a uzupełniające się „A Method” i „Let The Devil In” tworzą coś na kształt ich własnego „Sacrificial Bonfire”. Reszta piosenek wpada w muzaczenie typowe dla kapeli, może poza nudnym, ale dosyć interesującym formalnie, poszatkowanym popem „I Was A Lover”.

Przy okazji pierwszego albumu chcieliśmy bardziej skondensowanych, komunikatywnych, przyjaznych dla człowieka melodii. „Wykorzystajcie swój potencjał”, bo jakoś się sądziło, że soulowy głos Tunde Adebimpe to jest coś, co wyrasta ponad grubo ciosany indie rock. Trzeba powiedzieć, że udało im się pójść w dobrą stronę konkretyzacji materiału. Tylko, że wciąż brakuje w tej muzyce czegoś, co uzasadniałoby sens jej istnienia. Liczba przesłuchanych płyt przez ludzkość rośnie w gigantycznym tempie i w 2006 naprawdę nie ma po co wysyłać towaru z deczka przeterminowanego. Szczególnie gdy nie kryje się za tym żadne szczególne, hmm, przesłanie. „Ale co? Chciałbyś concept albumu. To najwyższej klasy postmodernistyczne arcydzieło”. Nie. To co najwyżej album bazujący na kilku świetnych pomysłach i kilku kolejnych rodzących się jakby z rozpędu. „Nie bądź patetyczny. Gramy to, co jest w naszych sercach – mówił mi ostatnio Tunde na piwie”. „Nie chodzi tu o patos. Twoje serce nie płacze, gdy śpiewasz. Zdradzasz ideały czarnej rasy.”

Miałem cholerną rację.

Jakub Radkowski (5 października 2006)

Oceny

Kasia Wolanin: 8/10
Tomasz Tomporowski: 8/10
Kamil J. Bałuk: 7/10
Piotr Wojdat: 7/10
Przemysław Nowak: 7/10
Jakub Radkowski: 6/10
Kuba Ambrożewski: 6/10
Maciej Maćkowski: 6/10
Marceli Frączek: 6/10
Średnia z 28 ocen: 6,60/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także