Ocena: 8

Matthew Herbert

Scale

Okładka Matthew Herbert - Scale

[K7; 30 maja 2006]

Proszę państwa, oklaski. Doświadczenie Matthew Herberta naprawdę słychać. Remiksował Moloko, Super Furry Animals, a przede wszystkim sam wydał już kilkanaście płyt. Ma za sobą okresy fascynacji minimalizmem, rave'em, electro-funkiem, jazzem – czym tam chcecie. Tak jak rockowe zespoły przechodzą kolejne ewolucje, grzebią, kombinują i poszukują, tak analogicznie można to obserwować w elektronice. Tylko że w miejscu, gdzie nachalna awangarda prowadzi na totalne manowce minimalistycznych kombinatorów, albo zbytnia popowa powierzchowność nie pozwala wbić się w pamięć treścią, stoi niewielu twórców. Nie trzeba być geniuszem, żeby przewidzieć dalszy ciąg – tak, tam stoi Herbert. Śmieje się, macha do nas łapką i rozbrajająco pyta „What's wrong?”.

Dla Matthew Herberta miksowanie fragmentów utworów innych twórców zakrawa na grzech. To kanwa jego manifestu PCCCOM, według którego artysta powinien sam wydobywać i tworzyć muzykę, nie opierając się o gotowe wzorce. Tak więc na nowej płycie możemy słuchać bitów i sampli złożonych z dźwięków wywołanych przez 732 (!) przedmioty. Kuchenki gazowe, trumny, sztućce, naczynia, rogi, do tego perkusje nagrane w jaskiniach, samochodzie i lecącym balonie. Kulisy zdradzają filmy na oficjalnej stronie Herberta. W „Just Once” użyto 177 nagrań fanów na sekretarkę twórcy, nie użył w utworze tylko gróźb.

Ale to, że Matthew jak mały chłopiec sam sobie stwarza świat w którym się bawi, nie znaczy, że „Scale” nie można umiejscowić w konkretnym muzycznym tle. Odwołań jest całe mnóstwo: ubóstwianie mokrych dźwięków a'la Shalabi Effect przechodzi w organiczność rodem z „Medulli”, a wszystko w otoczeniu pełnym bitów. Co fajniejsze – jeśli nic nie czytać, to dziwnego pochodzenia dźwięków można nie wychwycić – ot, nowoczesne komputerowe efekty. Nie poznasz, że to, przy czym tańczysz, to odgłos wymiotowania albo trzaśnięcie trumny – a więc totalne zatarcie granic pomiędzy digital a nature. Wokal Dani Siciliano (z Herbertem muzycznie i pozamuzycznie od „Around The House”) to klimat Portishead w przyspieszonym rytmie, a najbliżej mu chyba – co niedziwne – do Roisin Murphy, której album „Ruby Blue” wyszedł spod ręki Herberta w zeszłym roku. Przymiotniki na temat warstwy muzycznej można mnożyć jak style: nu-jazz, dance, house, ambient, jazz, lśniący, dopracowany, taneczny, zaraźliwy, a wszystko gromadzi się jak śnieżna kulka i rozpędza się coraz szybciej, szybciej.

Matthew na nowej płycie uderza treścią piosenek w niespodziewany ton – polityczny. To miała być popowa płyta, ale jak tu taką zrobić, kiedy Dick Cheney jest u władzy - przyznaje. I „cały ten pop” jest lekko gorzki, refleksyjny, chociaż to dalej bardziej rozrywka niż muzyczna polityka, nie ma miejsca na nachalne moralizatorstwo. Wspomina też, że do zwrócenia uwagi na kontekst używa samej muzyki – na zasadzie „jeśli nagle zorientujesz się, że tańczysz do dźwięku tryskającej butelki szamponu, to może zastanowisz się nad tym, ile fałszu jest na świecie”. Herbert łamie zasady współczesnej muzyki elektronicznej, ale jednak wierzy w pewien porządek, bo this holly mess could generate love and war.

Najbardziej bawi mnie w „Scale” to, że jest to płyta-koncept, a zarazem dance'owa zabawka, przystępna dla fanów parkietu. Oto muzyczny teatr, którego reżyser nabiera nas w każdym utworze, a dźwięki nabierają przedziwnej gęstości. Smaczki produkcyjne i treściowe nie przysłaniają popowości i muzycznego spełnienia. Może przez to płytę tak strasznie łatwo zlekceważyć, trzeba jej słuchać i słuchać z uwagą, a wydobędziemy to, co nam odpowiada: imprezę lub koncept, czarne albo białe. Awangarda wchodzi na podwórko dance'owe i naprawdę daje sobie tam radę. Jeśli to muzyka popularna, to jest to diablo mądra muzyka popularna. A o co w tym wszystkim chodzi? Something isn't right, there must be something wrong - wątpliwość głosi opener „Scale”. Klucz do zagadki to ascetyczna końcówka, w której Matthew siada za pianino i w minutę rozprawia się ze wszystkim, co zawiera krążek. Fałszuje okropnie, no ale przecież świat to fałsz. Wrong, wrong, wrong cichnie coraz bardziej i płyta się kończy. I jedno ciśnie się na usta: cholera, Matthew, rządzisz.

Kamil J. Bałuk (18 sierpnia 2006)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 8/10
Maciej Maćkowski: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Piotr Szwed: 6/10
Średnia z 12 ocen: 5,83/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także