Ocena: 5

Muse

Black Holes And Revelations

Okładka Muse - Black Holes And Revelations

[Warners; 3 lipca 2006]

Sesja zdjęciowa sequela „This Is The Spinal Tap”, w roli głównej Muse, kwestia Matta Bellamy:

- Nasze wzmacniacze na przykład mają skalę do jedenastu, zobacz, jedenaście przez całą szerokość. Oznacza to, że możemy grać głośniej niż reszta, rozumiesz, głośniej o jeden. Większość kolesi grać będzie na dziesięć i jeśli chcą podkręcić moc, to nie mogą, wiesz co mam na myśli? Wyobraź sobie Radiohead wykonujących na żywo „Paranoid Android”, kumasz, wyobraź sobie Jonny’ego Greenwooda wchodzącego ze swoją partią, pogrążone w ekstazie tysiące ludzi, kapujesz, i kiedy Jonny chce ich wszystkich ostatecznie dobić, to nie może, bo nie może podkręcić na wyżej niż dziesięć. My rozwiązaliśmy ten problem, rozumiesz, przerobiliśmy nasze wzmacniacze, aby dochodziły do jedenastu.

Zaszufladkowanie grupy Muse nie należy do najłatwiejszych. Nie chodzi tu bynajmniej o stylistykę, w obrębie której formacja się porusza, opisanie tejże trudności nie przysparza, bardziej o stosunek muzyków do własnej twórczości. Innymi słowy, czy eksplorowany od drugiego albumu koncept apokalipsy przekłada się na ich rzeczywistą wizję świata, czy raczej od kilku dobrych lat kolesie puszczają do nas oko po cichu śmiejąc się z tych, którzy myślą, że oni naprawdę. Jeśli całe to przesłanie jest raczej sposobem na odróżnienie się od reszty sceny muzycznej, drogą służącą wywołaniu skrajnych emocji, od bezgranicznego uwielbienia po fanatyczną nienawiść, to wszelkie próby dyskredytowania formacji są wodą na ich młyn. Choć określenie stopnia dystansu Muse do Muse nie będzie w pełni możliwe, powyższa informacja stanowi informację handlową spółki Bellamy & Co, nie mamy przesłanek do nielubienia kapeli. Muse od lat dostarcza nam uciechy.

Zmieńmy jednak temat na muzyczny. Będąc na wysokości czwartego albumu zwykle ma się już na koncie szczyt artystyczny, w przypadku załogi Bellamy’ego wydany trzy lata temu „Absolution” traktować można bardziej w kategoriach zatarcia nieprzyjemnego wrażenia po absurdalnie napompowanej pustce drugiej części „Origin Of Symetry”. Teoretycznie najbardziej ich efekciarski album, „Origin” był płytą o niezwykle dziarskim, momentami wręcz błyskotliwym początku, by na wysokości szóstego numeru zmarnować swój potencjał „przekręceniem skali na jedenaście”. „Absolution” nie obfitował może w kaskaderski guitarwork pamiętnego „Plug-in Baby”, lecz wyrównywał do całkiem chwalebnego poziomu, będąc jednocześnie cichym wołaniem o zmiany. Te zwiastował wydany w pierwszym kwartale singiel „Supermassive Black Hole”. Fani pierwszych trzech płyt mogli się czuć zdradzeni uderzeniem w rejony funkującego Soulwax, z perspektywy ewolucji miało to mimo wszystko sens. Ktoś nawet powiedział, że nowe Muse jest sexy. Logiczne, od apokalipsy do uwodzenia kobiet jeden krok.

Tym bardziej zasmuca fakt, iż na „Black Holes And Revelations” zespół zdecydował się ewoluować jedynie połowicznie. Nowością są podążające tropem ubiegłorocznego Coldplay „Starlight” i „Map Of The Problematique”, gdzie wyeksponowanie klawiszy przyniosło zespołowi dwa całkiem nośne przeboje. Podobać się również może pomysłowo zapętlony motyw przewodni lekko napuszonego openera. Problem w tym, że od utworu piątego Muse zaczyna grać Muse, co jeszcze broni się w dość sympatycznym „Invincible”, czy refrenowym „Exo Politic”, znacznie gorzej gdy zespół po raz kolejny chce być progresywny. Powtórce z rozrywki towarzyszy powtórka z historii: „Black Holes...” jest drugim albumem Muse, którego trudno wysłuchać w całości. Fortepianowe kanonady „Hoodoo” powodują nudności, tak jak większość sześciu minut „Knights Of Cydonia”. Podobnych uczuć dostarczał „Origin Of Symetry”, tyle że tamten miał mocniejsze karty. „Black Holes And Revelations” w dużej mierze blefuje i nawet jeśli uda mu się wygrać kilka rozdań, to ostatecznie przegrywa z każdym dotychczasowym albumem formacji. Zmieńcie wreszcie koncepcję panowie.

Tomasz Tomporowski (5 sierpnia 2006)

Oceny

Kasia Wolanin: 5/10
Przemysław Nowak: 5/10
Tomasz Tomporowski: 5/10
Krzysiek Kwiatkowski: 4/10
Średnia z 29 ocen: 5,62/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także