Ocena: 7

Portugal. The Man

Waiter: You Vultures!

Okładka Portugal. The Man - Waiter: You Vultures!

[Fearless; 24 stycznia 2006]

Namnożyło się ostatnio zespołów o dziwacznych nazwach. Ten jest jednym z nich. Jak można się było spodziewać, nie pochodzi z Portugalii, co więcej żaden z jego członków nie jest Portugalczykiem. Pochodzą z Alaski, a obecnie mieszkają w Portland, USA. Prawda, że oczywiste? Nie ma też wśród nich kobiety, choć tak można by przypuszczać słuchając ich piosenek. John Gourley to niewątpliwie facet, a że śpiewa wysokim, kobiecym głosem? Cóż, pewnie ci z Alaski tak mają.

Niezależnie od fantazyjnych nazw czy legend związanych z powstaniem (przymieranie głodem, byleby tylko uzbierać pieniądze na nagranie płyty), zespół ocenia się po muzyce. Kwartet z Alaski nagrał intrygującą, nabitą szalonymi pomysłami brzmieniowymi i melodycznymi, niebanalną płytę. Odsiewając wydumane nośne marketingowe zwroty typu „muzyczna tundra”, czy próby klasyfikowania ich muzyki jako post-punk-indie-emo-avant-pop (a określeń tyle co recenzentów), trudno oprzeć się wyrafinowanemu urokowi „Portugalczyków”. Wiele tu zaskakujących zwrotów akcji, niespodzianek i zasadzek. Popowa staranność linii melodycznych zderzona z brutalnymi częstokroć, szarpiącymi nerwy przejściami rytmicznymi, gęsta struktura instrumentalna – to wszystko robi wrażenie, zwłaszcza kiedy uświadomimy sobie, że mamy do czynienia z zespołem debiutującym. Warto było zainwestować wszystkie oszczędności – brzmienie powala mocą i jednocześnie zachwyca lekkością, zwiewnością. Znajdziecie tu wiele smaczków, których odkrywanie powinno sprawić sporo frajdy.

Posłuchajmy „Gold Fronts”. Piosenka rozpoczyna się jak słodki popowy przeboik dajmy na to The Cardigans. Delikatny wokal Gourleya naprawdę przypomina głos wdzięczącej się dziewczyny. Im głębiej jednak zapuszczamy się w utwór, tym więcej zaczyna się dziać. Elektroniczny beat, melodyjne zagrywki gitary, wszystko to nagle ulega dekonstrukcji – perkusista łamie rytm, gitarzysta piętrzy zgiełkliwe zagrywki. I końcówka – gitara akustyczna, mruczący tajemniczo chórek. Magia Portugal. The Man zaczyna działać. I trwa w „Stables And Chairs”, olśniewającym chóralnym refrenem, w przytłumionym basowym brzmieniu „Aka M80 The Wolf” (czy była już mowa o upodobaniu do dziwnych nazw?), łagodnie kołyszącym „Waiter”... Dystyngowana elektronika („Bad Bad Levi Brown”, „Tommy”) ściera się z gwałtownym riffem jakby rodem ze starszych kompozycji Pretty Girls Make Graves („Marching With 6”, „Chicago”). A to wcale nie najlepsze momenty na płycie. Czeka przecież „Elephants” – akustyczny, klaskany utwór, który nieoczekiwanie przeradza się w psychodeliczny trip, oraz „Guns Guns Guns” – pobrzmiewający r’n’b, który... Czy muszę dodawać, że końcówka pochodzi z zupełnie, zupełnie innej bajki?

Teksty są równie dziwne i zagmatwane, jak nazwa i muzyka Portugal. The Man. Warto się w nie zagłębić, choć na pewno po ich lekturze trudno będzie odpowiedzieć, co właściwie poeta miał na myśli. Może i przekombinowane, może zbyt wykoncypowane. Ale to dobrze – taka stylistyka. Zupełnie inna od tego, do czego przyzwyczaiły nas ostatnio pączkujące na rynku muzycznym zespoły.

Marceli Frączek (21 czerwca 2006)

Oceny

Marceli Frączek: 7/10
Przemysław Nowak: 7/10
Witek Wierzchowski: 6/10
Średnia z 8 ocen: 7,25/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także