The Zutons
Tired Of Hanging Around
[Sony; 16 maja 2006]
Niezbadane są wyroki wymagającej i chimerycznej publiczności (oraz chyba mimo wszystko mediów). Całkiem niedawno dotarła do nas wiadomość, że rozpadła się właśnie formacja Clor, która poza dwoma, świetnymi, tanecznymi singlami prezentowała ponadto zabawny image „pół żartem, pół serio”. Powód takiej decyzji – brak komercyjnego sukcesu. Na początku roku panowie z 22-20s rozwiązali swój zespół, argumentując to brakiem czasu, brakiem chęci i w sumie nie wiadomo, czym jeszcze. Można jednak zaryzykować spokojnie stwierdzenie, że podobnie jak w przypadku Clor także i blues-rockowych Anglików z 22-20s nie znalazł zbyt wielu sympatyków i to zadecydowało o rozpadzie fajnej kapeli. Tym bardziej The Zutons powinni być wdzięczni losowi, że oni uniknęli takiego scenariusza, nagrywając drugą płytę, której sukces jest chyba sporo większy niż ich debiutanckiego krążka. Frapujący staje się fakt, czemu udaje się co prawda sympatycznej i energicznej formacji, ale prezentującej dość przeciętne brzmienie, a nie zespołom pod względem walorów muzycznych troszeczkę bardziej interesującym.
Nawiązujące do dokonań innych kapel z Liverpoolu „Who Killed The Zutons” na krótką metę było płytą przyjemną i niezobowiązującą, z umiarkowanym potencjałem przebojowości („You Will You Won’t” przede wszystkim). Teraz słychać, że The Zutons trochę się zmieniło. Tracklista „Tired Of Hanging Around” zawiera o wiele więcej potencjalnych przebojów niż debiutancki album, czego najlepszym dowodem jest częstotliwość, z jaką śmiga po muzycznych stacjach telewizyjnych po „Why Won’t You Give Me Your Love” już drugi singiel kapeli „Valerie”. Zresztą ten pierwszy utwór ze swoim zawadiactwem, energicznością i tętniącymi życiem dźwiękami to chyba najlepszy kawałek, jaki The Zutons udało się stworzyć. Gdyby takich piosenek na „Tired Of Hanging Around” byłoby więcej, mielibyśmy być może do czynienia z płytą wakacji, która robi furorę w krótkim okresie czasowym, a po tym się ją jedynie miło wspomina. Jednak nie da się ukryć, że kapela z Liverpoolu nie rzuciła nas niczym na kolana. Irytująca zdaje się być z jednej strony teatralność niektórych piosenek, z drugiej – nachalność, z jaką aplikowane są nam dźwięki co poniektórych kawałków. Niby oddechem mają być utwory spokojniejsze, bardziej refleksyjne, ale brzmią one trochę jak odrzuty z „Who Killed The Zutons” i tylko „How Does It Feel” w tej kategorii trochę się broni. Na ogromne brawa za to zasługuje urocza saksofonistka Abi Harding, której zarówno gra na instrumencie jak i umiejętności wokalne są bez wątpienia jednym z najjaśniejszych elementów na całym krążku.
Ale być może The Zutons właśnie o to chodzi. Grupa idzie w pewien sposób na łatwiznę, proponując nam płyty, których poziom artystyczny jest dość mizerny, ale biorąc pod uwagę kryterium rozrywkowości to mamy do czynienia z rzeczą naprawdę przyzwoitą. Tylko, że taka formuła ma też swoje granice i wielce prawdopodobne jest, że słuchacz na poziomie trzeciej tudzież czwartej płyty dojdzie do wniosku, iż to wszystko już zna i ma dość obcowania w kółko z tym samym. A wtedy tłuste lata dla The Zutons bardzo szybko mogą się skończyć.