Camera Obscura
Let's Get Out Of This Country
[Elefant; 5 czerwca 2006]
Dla szkockiego zespołu zdecydowanie się na pop to konieczność odpowiedzenia sobie na pytanie czy podejmując taką drogę będzie w stanie skutecznie odciąć się od już wytyczonych przez rodaków, pionierskich ścieżek w tej dziedzinie, a równocześnie podtrzymać świetną markę, jaką posiadają grupy z Glasgow i Edynburga od początku lat osiemdziesiątych. Dotychczasowe losy Camera Obscura dowodziły, że nie w pierwszym przypadku implikuje identyczną odpowiedź w drugim. Jako tribute band Belle & Sebastian wydawali się nie do pobicia. Gorzej, że wiele poza tym zespół nie umiał. Trzy lata od „Underachievers, Please Try Harder” najwyraźniej wykorzystał na refleksję nad swoim stylem, bo od pierwszych sekund „Let’s Get Out Of This Country” ich muzyka plasuje się przynajmniej ligę wyżej.
To tym ciekawsze, że Camera Obscura z premedytacją nie odcina się od szkockiej klasyki. W Polsce słabiutko znany Lloyd Cole dla tamtejszych artystów pełni rolę odnośnika, a wydany w 1984 roku, jego debiutancki album „Rattlesnakes” stanowi wzór tego, jak ożenić poetyckie, słodko-gorzkie teksty o uczuciach z akustyczno-smyczkowymi melodiami. Wydaje się więc, że podjęcie bezpośredniego dialogu z closerem tak zacnej płyty powinno skończyć się zakrwawionym nosem i niczym więcej jak szacunek za to, że podjęliście walkę. Tymczasem „Lloyd, I’m Ready To Be Heartbroken” – odpowiedź na „Are You Ready To Be Heartbroken?”, muzycznie raczej nawiązanie do tytułowego utworu z „Rattlesnakes” – okazuje się czymś znacznie więcej niż przypisem. Po organowym intro startuje bowiem piosenka ujmująca swoją naturalnością, subtelnością retro-gitarowego riffu, wytwornością partii smyczkowych i zagubionym, nieśmiałym głosem Tracyanne Campbell. Nie przegapcie, za pół roku żadna lista singlowa bez „Lloyda” nie będzie ważna.
Cała płyta to wreszcie dzieło zespołu, który żyje na własną rękę. Kalkowanie „Tigermilk” poszło w niepamięć, „Let’s Get Out Of This Country” otwiera nowy, chlubny rozdział w historii Camera Obscura. Przede wszystkim aranże mają dużo większy rozmach. Brzmienie płyty przypomina chwilami wielowarstwowy tort: smyki na gitarach, gitary na trąbkach, trąbki na klawiszach, klawisze na innych klawiszach, i tak dalej. A na tym wszystkim polewa: przesiąknięty elegancją brytyjskich wokalistek z lat sześćdziesiątych wokal Tracyanne. Paleta skojarzeń wykracza zresztą poza jakąkolwiek konkretną dekadę. Po Lloydzie Cole’u nasuwają się takie nazwy jak The Go-Betweens z okresu 1986-87 czy wczesny R.E.M. (tytułowa kompozycja kwalifikuje się właściwie pod koledżowy country-rock). Na tej bazie Campbell tworzy uwodzące bezpretensjonalnością, melancholijne piosenki – raz absolutnie kameralne, onieśmielające intymnością („Dory Previn”, „Country Mile”), raz eksplodujące instrumentalnym kolorytem i zapamiętywane z miejsca („Come Back Margaret”, „If Looks Could Kill”).
Jakby tego było mało, wszystko finalizuje przestrzenny „Razzle Dazzle Rose” – najambitniejszy w zestawie, z piękną melodią trąbki, przypominający The Sundays, których swego czasu leniwi dziennikarze nazywali The Smiths z dziewczyną na wokalu. Do niedawna można było bezkarnie robić to samo względem Camera Obscura i Belle & Sebastian. Od tej płyty jednak Tracyanne i spółka przechodzą na drugą, lepszą stronę mocy. Sami stają się odniesieniem i jedną z groźniejszych grup niezależnego popu. Zresztą „Let’s Get Out Of This Country” powinno i w naszym kraju trafić na podatny grunt. Chociażby z uwagi na sam tytuł.