OFF Festival 2016

OFF Festival 2016: niedziela, 7 sierpnia

Jesień

Trudno jest mi rozpisać się o koncercie Jesieni. Nie chodzi tylko o to, że to, co grają, jest trudne do zakwalifikowania – wypadkowa post-punka, jazzowych klimatów i zgrywy rodem z pierwszej płyty Ścianki czy dorobku Starych Singers – ale o to, że pół godziny w przypadku tego tria to niezwykle mało. Toruński skład bawił się swoimi kompozycjami bez żadnego stresu – widać było zresztą, że muzycy bardzo dobrze czują się na scenie Trójki. Mam jednak wrażenie, że ich występ skończył się zanim tak naprawdę zdążył się rozkręcić. W ostatecznym rozrachunku może to dobrze: w końcu niedosyt jest lepszy od przejedzenia. (Marcin Małecki)

LOTTO

Repetycyjna w charakterze muzyka Mike’a Majkowskiego, Łukasza Rychlickiego i Pawła Szpury nie daje się łatwo zaklasyfikować. Ze względu na tempo i brzmienie perkusji może kojarzyć się ze stonerem w stylu Om, jednak odzywająca się w kompozycjach zespołu harmonijka wiedzie myśli raczej ku ścieżce dźwiękowej z filmu „Ghosts… of the Civil Dead”, którą skomponowali wspólnie Nick Cave, Blixa Bargeld i Mick Harvey. Soundtrack do filmu według scenariusza Cave’a i wydaną w kwietniu płytę „Elite Feline” łączy też podobny klimat: duszny, pełen dawkowanego miarowo napięcia. Biorąc pod uwagę te jej cechy, muzyka Lotto najlepiej zabrzmiałaby po zmroku. Szkoda zatem, że set zespołu wyznaczono akurat na godzinę 16. Nocą te minimalistyczne kompozycje mogłyby przynieść publiczności wyciszenie po całym dniu festiwalu i z pewnością przyciągnęłyby więcej słuchaczy.(Ania Szudek)

Heroiny

Nowy projekt Piotra Kurka to elektronika – tym razem – taneczna, nadal jednak taka, którą trudno porównywać z czymkolwiek innym. Loopom brzmiącym jak rozstrojone gitary (wyobraźcie sobie choćby intro do „Weeping” Throbbing Gristle) towarzyszą rytmiczne (i polirytmiczne) podkłady, a do tego całe mnóstwo innych ścieżek, które nakładają się na siebie w nieprzewidywalnych konfiguracjach. Efekt brzmi jak połączenie krautrocka z minimalistyczną, taneczną elektroniką. Coś dziwnie pięknego. (Ania Szudek)

Kero Kero Bonito

Ja wiem, że ten występ nie zapisze się złotymi zgłoskami w annałach katowickiego festu, ale i tak warto było pójść na Kero Kero Bonito mimo wczesnej pory. Sarah Midori Perry starała się wchodzić w jak największą interakcję z publiką (chociaż wielkość sceny T-Mobile Electronic Beats wytwarzała niepotrzebny dystans między muzykami a fanami), a za jej plecami Gus Lobban i Jamie Bulled odgrywali na bieżąco te wszystkie dzikie, nieco j-popowe struktury. Nie wiem, ile czasu cała trójka poświęca na to, aby zsynchronizować swoją choreografię, ale za to mają ode mnie duże propsy. Również za fakt, że do grania tych melodyjek rodem z gier Nintendo używają m.in. dziecięcego pianinka Casio. (Marcin Małecki)

Beach Slang

Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę My Chemical Romance na OFF-ie. A tak serio: wszystkie piosenki brzmiały tak samo, wszystkie piosenki były o tym samym, na dodatek nie szło przed Beach Slang uciec, bo grali na głównej scenie i słychać ich było wszędzie. Na plus zapisuję w miarę wierny oryginałowi cover „Just Like Heaven” The Cure, na minus całą tę manierę, którą charakteryzuje tytuł ich nadchodzącej płyty: „A Loud Bash of Teenage Feelings”. Ponoć ostatnio odszedł od nich bębniarz. Cóż, może niech wszyscy członkowie tego zespołu z niego odejdą, wyjdzie im to na dobre.(Marcin Małecki)

OFF Festival 2016 - OFF Festival 2016: niedziela, 7 sierpnia 1

(Lightning Bolt, fot. Karolina Wojciechowska)

Lightning Bolt

Bez zaskoczeń. Koncerty Lightning Bolt to wyrobiona od lat marka i to raczej do ich skali intensywności można porównywać kolejne występy. Były odjechane maski, w publice fruwała dmuchana maczuga, a duet udowodnił dobitnie, że z jednej gitary i jednej perkusji nie da się wyciągnąć więcej hałasu. „The Metal East” z ich ostatniego krążka to na żywo prawdziwa petarda. Niemniej moje uszy po pewnym czasie były tą formułą nieco zmęczone. Tak eksplozywne koncerty powinny trwać tyle co eksplozja – maksymalnie 30 minut i pozamiatane, dłuższy czas powołuje znużenie i w głowie tworzy się dezorientujący pure noise. Ale to pewnie bardzo odosobniona opinia, a prawdziwi fanatycy daliby się tak sponiewierać nawet i kilka godzin. (Karol Paczkowski)

OFF Festival 2016 - OFF Festival 2016: niedziela, 7 sierpnia 2

(Księżyc, fot. Karolina Wojciechowska)

Księżyc

Kto miał okazję słyszeć Księżyc na żywo, ten wie, że na koncertach tej grupy jedną z najważniejszych ról gra cisza. To na jej tle dźwięki drobnych instrumentów perkusyjnych nabierają siły wyrazu, a śpiew Agaty Harz i Katarzyny Smoluk-Moczydłowskiej wybrzmiewa z utrzymującą publiczność w skupieniu dynamiką. Wreszcie to za sprawą dominującej ciszy tak wyraźnie słyszy się w muzyce Księżyca drobne dźwięki wpisujące się w nurt muzyki konkretnej (choćby odgłos wody przelewanej z jednego kieliszka do drugiego).

Podobnie było w Katowicach: ekspresyjne głosy wokalistek odznaczały się wśród ciszy oraz odtwarzanych w tle partii instrumentalnych, wzbogacając ten skromny w sumie występ o element dramaturgii. Nie zabrakło też jednak – podobnie jak na innych koncertach Księżyca – wychodzenia z tej poważnej formy, a nawet naigrywania się z niej, słowem: zabawy (odbijanie balona na scenie na zakończenie występu). Po Lightning Bolt muzyka Księżyca brzmiała jak miód na moje uszy. No i usłyszeć „Zakopaną” na żywo to zawsze sama przyjemność. (Ania Szudek)

Mudhoney

Sporo osób narzekało, że występ Mudhoney był wymęczony, nudny, geriatryczny. Ej, nie było wcale tak źle, pewnie nawet ciut lepiej niż można się było spodziewać po Mudhoney – fajnym, ale ostro przecenianym zespole, w dodatku w 2016 r. Nikt więc z pewnością ani na chwilę nie poczuł się jak w ’91, ale może to nawet i dobrze. Większość kawałków z lat 2000- (na przykład „Sonic Infusion”) nie porywa na krążku i nie porwało też na koncercie, ale w kontrze zawsze stało jakieś fajowskie „You Got It”. Niestety, byłem tylko na połowie koncertu, bo wyszedłem zerknąć na Księżyc, gdzie też nie zagrzałem długo miejsca. Nie wróciłem już jednak na główną, czego żałuję, bo doszły mnie słuchy, że w końcówce rozkręcili intensywny jam. Z jednym zasadniczym głosem malkontentów muszę się jednak zgodzić: Bob Odenkirk jest już dziś znacznie ciekawszym aktorem niż wokalistą. Ale hej, na gitarze wciąż gra imponująco. (Karol Paczkowski)

OFF Festival 2016 - OFF Festival 2016: niedziela, 7 sierpnia 3

(Pantha Du Prince, fot. Karolina Wojciechowska)

Pantha Du Prince Presents „The Triad”

Od strony koncepcyjnej był to (z mojego punktu widzenia) najbardziej szczegółowo przemyślany koncert tegorocznego OFF-a. House’owym bitom towarzyszyły syntezator i oczywiście dzwonki, które zdawały się wprowadzać do skromnych, stonowanych kompozycji element światła. To zestawienie w warstwie dźwiękowej bardzo umiejętnie podkreślała scenografia (ustawione na scenie żarówki, zapalające się i wygasające w rytm muzyki). Sam zespół natomiast ubrany był w odpowiednie kostiumy (hełmy z doczepionymi lustrami i lampami), które dodatkowo zwracały uwagę na świetlisty charakter tej muzyki. Do tego w tle wizualizacje z kryształami i połyskującymi w słońcu kroplami rosy.

Na moje oko (i ucho) był to znakomity koncert minimalistycznej elektroniki z bardzo trafnie dobraną oprawą wizualną. Ktoś niegustujący w takiej muzyce mógłby stwierdzić, że „The Triad” na żywo brzmi trochę jak ścieżka dźwiękowa do Simsów. Jednak moim zdaniem Hendrik Weber zagrał w Katowicach taki koncert, że jego rodacy, Ralf i Florian, byliby z niego dumni. (Ania Szudek)

Daniel Avery

Cieszy mnie fakt, że w tym roku na dobre występy elektroniczne nie trzeba było czekać na sam koniec dnia. Daniel Avery rozkręcił świetne wieczorne tańce, a nagłośnienie na Scenie Trójki wraz ze swoim mocnym, przenikliwym basem chyba po raz pierwszy na tegorocznym festiwalu nie przeszkadzało w odbiorze, a pomagało. Avery zagrał bardzo spójny set, który mimo swojego mroku i ciężaru, pasował do festiwalowego klimatu, co OFF-owa publika chyba doceniła. (Marcin Małecki)

Kaliber 44

To był występ, jak można się było spodziewać, pod znakiem klasyki, choć – z całym szacunkiem – niewiele wnoszący do programu festiwalu. Koncerty reaktywowanego Kalibra mogły fascynować jeszcze w 2013 roku, natomiast w niedzielny wieczór mogliśmy się po raz kolejny dowiedzieć, że Joka to w gruncie rzeczy wesoły i fajny ziomek, który ciągle rapuje jakby nadal był rok ’89, a Abradab to doświadczony profesjonalista o niezłym głosie, z ewentualnymi możliwościami wokalnymi. Niestety, podśpiewywał w stylu reggae. (Rafał Krause)

Kiasmos

Atmosfera na koncercie Kiasmos przypominała mi trochę występy wykonawców ze sceny trance: dużo podskoków i wyciągania rąk do nieba plus nieustająca euforia. Sami DJ-e właściwie nie ustępowali pod tym względem publiczności, choć Ólafur Arnalds (połowa islandzkiego duetu techno) przyleciał do Katowic z połamanymi żebrami (sic!). Pod koniec setu zdradził, że jako Kiasmos odwołali wszystkie występy z trasy z wyjątkiem tego na Offie i że musiał prosić swojego lekarza o pozwolenie na podróż do Polski (biorąc pod uwagę losy tegorocznej edycji te słowa zabrzmiały podwójnie miło).

Co poza tym zapamiętałam z tego wieczoru przy dawnej Scenie Leśnej? Dużo ambientowych plam dźwięku, które stanowiły tło dla wybijających się na pierwszy plan, szybkich ścieżek perkusyjnych. I jeszcze laserowe światła, które długimi promieniami zatrzymywały się na koronach pobliskich drzew. Było i blasty, i nastrojowo. Czyli tak, jak wyobrażam sobie dobry koncert techno. (Ania Szudek)

OFF Festival 2016 - OFF Festival 2016: niedziela, 7 sierpnia 4

(William Basinski, fot. Karolina Wojciechowska)

William Basinski

Swojego pierwszego OFF-a w 2012 roku kończyłem występem Fennesza, a tegoroczny festiwal zamknął dla mnie Basinski. Złożyło się to w ładną klamrę, tym bardziej że oba te występy mimo prezentowania zupełnie niefestiwalowego gatunku, jakim jest ambient, były bardzo dobrze przemyślanymi całościami (zwłaszcza że Basinski zaprezentował premierowy utwór poświęcony pamięci Davida Bowiego). Szkoda tylko, że większość koncertu, a w szczególności końcówka z cytatem z „Melancholii”, została zagłuszona nie tylko przez nudny występ Kiasmos, ale również DJ set Jarka Szubrychta w strefie PGE. W przyszłym roku na czas trwania koncertów ambientowych/dronowych przydałoby się coś znacznie mniej inwazyjnego na równolegle grającej scenie. A nie głośna i przebasowana elektronika. Z góry Panu dziękuję, Panie Rojek. (Marcin Małecki)

OFF Festival 2016 - OFF Festival 2016: niedziela, 7 sierpnia 5

(Thundercat, fot. Karolina Wojciechowska)

Thundercat

Kwestie organizacyjne dodatkowo spotęgowały poziom wyczekiwania najbardziej wyczekiwanego przeze mnie koncertu tego festiwalu. W końcu na wpół ślepy kocur wylądował i to od razu na dużej scenie, w miejsce niedysponowanej ANOHNI. Można się spierać czy taki setting pomógł, czy też zaszkodził występowi Tercetu Stephena Brunera, który być może faktycznie lepiej sprawdziłby się w zamkniętej przestrzeni Trójkowej Sceny (gdzie miał się pierwotnie odbyć). Z drugiej strony dobrze było podziwiać te wyczyny pod osłoną nocy. Piszę wyczyny, bo mimo stojącego za nimi kameralnego zaplecza kadrowego, śmiało można je określić mianem bombastycznych – może więc na scenę główną jak znalazł? Wirtuozerska popisówa lidera na basie wraz z wtórującymi jej perkusyjnymi wyładowaniami rozbijały na strzępy praktycznie każdy kawałek. Obrana przez zespół reguła traktowania znanych m.in. z „Apocalypse” piosenek jako raptem liźniętych punktów wyjścia do rozszalałych fusion jamów nie zawsze wydawała się jednak w pełni uzasadniona. Mimo niewątpliwego szacunku, jaki wśród publiczności wywoływały te – no cóż – *sztuczki*, nietrudno było zauważyć wyraźny wzrost ożywienia w momentach typowo piosenkowych, z „Heartbreaks + Setbacks” i „Oh Sheit it’s X” na czele. (Jędrzej Szymanowski)

Screenagers.pl (15 sierpnia 2016)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: mmalecki
[18 sierpnia 2016]
@jaa, @kidej - Racja, poprawione, mój błąd, kajam się.
Gość: kidej
[17 sierpnia 2016]
A, no wlasnie, doczytalem komentarze i tez wydaje mi sie ze to byl jednak fragment Melancholii, nie DLP.
Gość: kidej
[17 sierpnia 2016]
@Basinski - ktory dokladnie fragment "DLP" polecial na koniec? nie zarejestrowalem tego, ale moze byl krotki albo mocno przetworzony
Gość: adam z
[17 sierpnia 2016]
Co by nie powiedzieć to redakcja screenagers chyba więcej spodziewała się po koncertach Beach slang, czy Fidlar, niż po np. Jambinai - bo na fenomenalny koncert Koreańczyków chyba nikt nie dotarł (przynajmniej nie zaowocowało to relacją ...)
Gość: karol p
[17 sierpnia 2016]
@pszemcio Info o tym, że był nudny? Nie no, to żadne oficjalne info, po prostu zasłyszane opinie. Wychodząc na Księżyc kilka takich doszło moich uszu, kwitujących również nieco ogólniej, że reprezentacja gitar na tej edycji nie porywa. A co do tego, że są przeceniani - to z kolei moja opinia, nic więcej, nic mniej. Mudhoney wyrośli na fali popularności bandów z Seattle i chociaż po latach bronią się z tego tygla chyba najlepiej (ich zresztą wpisano w grunge trochę od czapy), to wciąż nie jest to zespół specjalnie inspirujący. Nigdy nie nagrali nic fajniejszego od pierwszej EP-ki i singli z lat 80., do tego ciekawszych okołogarażowych rzeczy było już w latach 90. na pęczki. A klimaty "big muff worship" nieporównywalnie lepiej zagospodarowali The Heads, którzy zresztą supportowali Mudhoney na gigu w Londynie kilka lat temu.

Ale mimo to notka jest pisana wyraźnie w kontrze zarówno do narzekań, jak i mojej niespecjalnej sympatii do twórczości Mudhoney, więc w sumie trochę nie kumam Twojego "oburzenia".
Gość: mmalecki
[17 sierpnia 2016]
W redakcyjnej dyskusji na temat tegorocznego Offa przy okazji tematu Beach Slang pojawiła się jeszcze nazwa Panic at the Disco. Nie chcę się wypowiadać za innych przedstawicieli Screenagers, którzy byli obecni na tym koncercie, ale moim zdaniem w tym występie było niewiele z Replacements, a znacznie więcej z kiepskiego emo-revivalu z początków drugiego tysiąclecia.
Gość: pszemcio
[17 sierpnia 2016]
Naprawdę My chemical romance jest lepszym odniesieniem do twórczości Beach Slang niż choćby Replacements, których kopiują?

Mudhoney - nie wiem skąd info, że koncert nudny i wymęczony. Ludzie, którzy na nich przyszli raczej byli zadowoleni, a koncert był bardzo dobry. No i kiedy oni byli ostro przeceniani???
Gość: m
[16 sierpnia 2016]
koncertowi Mudhoney trochę pomogło to, że "Editions of You" to spoko wałek nawet w słabym wykonaniu
Gość: jaa
[15 sierpnia 2016]
u Basinskiego na koniec to byla Melancholia II. I to prawda ze zagluszali mistrza

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także