Polskie Piosenki Wszech Czasów
Wstęp do publikacji
Na temat fascynującej, niezwykłej Polskiej Muzyki Popularnej można napisać kilka opasłych tomów, ale można też podsumować ją jednym, trafnym zdaniem. Najtrafniejsze wydaje się to, które widnieje we wkładce debiutanckiego albumu Papa Dance. Na zdjęciu, nabuzowani hormonami chłopcy pozują wystylizowani na tureckich taksówkarzy, a jeden z nich trzyma tabliczkę z napisem „It’s exciting to be Polish”. Ekscytujące jest być Polakiem, zwłaszcza po angielsku. Przewrotny sens tego hasła trafia do serc i rozumów dopiero po chwili – nie ma polskiej popkultury zupełnie wolnej od wpływów amerykańskich, brytyjskich czy po prostu zachodnich, ale jak duże by te wpływy nie były, to lokalny rys decyduje o wyjątkowości muzyki nagrywanej nad Wisłą. Niemenowskie slavic touch. Sen o Warszawie i krakowski spleen. Deszcz w Cisnej i przechodnie zbierający się na placu Wilsona. Polska muzyka jest najciekawsza, gdy goni Zachód, ale z (retoryczną) pogardą.
Losy tej pogoni były dotąd „opisywane” z zapałem i uczuciem – żeby wspomnieć tylko, będący świętem radiowej Trójki, Polski Top Wszech Czasów – ale wybiórczo i w duchu gatunkowego partykularyzmu. Pokolenie dzisiejszych pięćdziesięciolatków miało swój Breakout i swoją Budkę Suflera; dla słuchaczy młodszych o dekadę, linia horyzontu biegła od opolskiego występu Maanamu do festiwalu w Jarocinie; kolejne generacje odkryły i zagarnęły dla siebie muzykę epoki transformacji czy hip-hop, aż wreszcie nadeszły czasy reedycji i otwierania zakurzonych archiwów. Perspektywę wyznaczały więc albo narracja stricte rock’n’rollowa, oparta na legendzie bycia w opozycji (od bigbitu po trójmiejską scenę alternatywną), albo wyspecjalizowana szperanina w wąsko zakreślonych ramach gatunku (np. składanki „Polish Funk”).
Z jednej strony, przygotowując ten ranking, zapragnęliśmy dokonać syntezy, wertykalnej i horyzontalnej, w poprzek gatunków, dekad i uprzedzeń. Z drugiej, naszym najambitniejszym zamiarem była dekontekstualizacja. Chcieliśmy spojrzeć na polskie piosenki jak na piosenki właśnie, a dopiero w dalszej kolejności, jak na symbole swoich czasów. Wymagało to zadania sobie wielu problemowych pytań: czy „Dziwny jest ten świat” naprawdę jest najlepszym utworem Niemena? Czy „Boskie Buenos” po latach wydaje się równie świeże jak w roku ‘80? Czy flow Liroya zasługuje na rehabilitację? Odpowiedzi, jak łatwo się domyślić, zaskoczyły. Jeden ze współtwórców tej publikacji, Kamil Bałuk, dołączył do zabawy jako zdeklarowany die-hard gitarowej i popowej muzyki lat 90., a po roku intensywnego grzebania w „starociach”, na szczycie swojej listy indywidualnej umieścił funkowy numer z roku ‘78.
Jednym z naszych pierwszych ważniejszych odkryć, było dostrzeżenie pokoleniowego i estetycznego pęknięcia, które podzieliło polską muzykę około roku 1980, może ‘81. Wówczas, z nadejściem Porter Bandu i Maanamu, a chwilę później Republiki i Perfectu, wykrystalizował się krajowy rock w swojej postaci dojrzałej i estetycznie świadomej, a gwiazdy tzw. piosenki estradowej zostały zmuszone do defensywy (więcej na ten temat w opisie miejsca 4.). Opowieścią tych „bohaterów sierpnia” kierowała się później większość – o ile nie wszystkie – mainstreamowych publikacji podsumowujących historię muzyki popularnej. Odbiło się to krzywdząco nie tylko na prawdzie historycznej, ale też realiach rynkowych czy medialnych – w efekcie dziedzictwa wielkich wykonawców polskiego popu bywają zupełnie zaniedbane, oficjalne longplaye latami czekają na wznowienia, katalogi nie są nawet porządnie opracowane w internecie, podczas gdy rockowym artystom wydaje się kolekcje ich podziemnych nagrań. Oczywiście, jedno nie powinno szkodzić drugiemu, ale razi dysproporcja.
Trzeba jednak zastrzec, że zapuszczając się w dyskografie Ewy Bem, Zbigniewa Wodeckiego czy Krystyny Prońko, nie konstruowaliśmy zestawienia z tezą, nie mieliśmy zamiaru wykazywać wyższości poptymizmu nad rockizmem. Już prędzej przyświecało nam patetycznie wzniosłe credo „ocalić od zapomnienia”. A że jest w tym zakresie wiele do zrobienia kilka lat temu pokazały rehabilitujące Papa Dance artykuły, które ukazały się jednocześnie na Screenagers i Porcys. „Papsi” stali się symbolem polskiej myśli szkoleniowej: zespołem przez lata gnojonym, który wreszcie doczekał się wąskiej, ale prawdziwie oddanej grupki fanów. Podczas prac nad rankingiem odkrywaliśmy artystów pokiereszowanych przez historię jeszcze bardziej – bo takich, którzy nie doczekali się wydania albumu, ani oficjalnego singla (np. zespół Wrak), a nawet takich, którzy choćby i za pośrednictwem radia nie zaistnieli w ogóle w masowej świadomości (nasze miejsce 100.).
Stworzenie zestawienia Polskich Piosenek Wszech Czasów wymagało też przyjęcia określonych założeń technicznych i redakcyjnych. Wypada nam się z nich pokrótce wytłumaczyć:
- przygotowany przez nas ranking podsumowuje dorobek polskiej *piosenki*, a więc zwięzłej formy wokalno-instrumentalnej, która ma utrwalone znaczenie w muzyce pop. Jednym z kryteriów doboru była umiejętność rozgrywania kompozycji w symbolicznych czterech minutach i trzydziestu sekundach. W związku z tym, z góry zrezygnowaliśmy z uwzględniania instrumentalnych utworów jazzowych czy rozwlekłych prog-rockowych suit. Nie oznacza to, że ich nie cenimy, ale że pokłonimy się przed nimi w kolejnym zestawieniu;
- ofiarą naszych wyborów padł również ceniony w redakcji Screnagers zespół Afro Kolektyw. Do udziału w pracach nad zestawieniem zaprosiliśmy bowiem Michała Hoffmanna, wokalistę tegoż. Pokusa wykorzystania jego wiedzy o polskiej muzyce i talentów publicystycznych była zbyt duża, byśmy mogli z nich nie skorzystać;
- daty przyporządkowane poszczególnym utworom dotyczą momentu pierwszej zidentyfikowanej premiery piosenki w mediach lub na rynku – wydania utworu na singlu lub jego debiutu na liście przebojów bądź playliście radiowej. Dopiero w dalszej kolejności brana była pod uwagę data premiery wydawanictwa długogrającego, zawierającego utwór. Podejście to zastosowaliśmy ze względu na duże, nierzadko większe niż rok, rozbieżności pomiędzy momentem zaistnienia utworu w powszechnej świadomości a jego premierą sklepową. Jak powszechnie wiadomo, realia wydawnicze PRL często wstrzymywały gotowe albumy przez kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt miesięcy z przyczyn logistycznych („przydziały” na masę winylową itp. historie). Z perspektywy podsumowania najlepszych rodzimych utworów wszech czasów znaczenie ma również kontekst ich zaistnienia w danym momencie polskiej historii. Dlatego – w uproszczeniu mówiąc – nadrzędnym kryterium jest dla nas moment, kiedy piosenkę „śpiewała cała Polska”;
- zamieszczone przy utworach okładki są zazwyczaj okładkami długogrających wydawnictw, zawierających premierowe wydanie danej piosenki. W niektórych przypadkach udało nam się dotrzeć do grafiki singla, jednak większość tego typu wydawnictw w PRL ukazywała się w zunifikowanych kopertach. Utwory, które nigdy nie ukazały się na płycie, pozwoliliśmy sobie opatrzeć zdjęciami wykonawców;
- utwory z miejsc od pierwszego do setnego zawierają linki do innych, polecanych piosenek. Zostały one wybrane bez konkretnego klucza czy z góry definiowanego kryterium – zawierają luźne skojarzenia redakcji z danym nagraniem. Rubryka ta umożliwiła nam podzielenie się z blisko dwustoma dodatkowymi utworami, z których część stanowi warte uwagi uzupełnienie publikacji. Należy zaznaczyć, że wiele z tych piosenek otrzymało liczne głosy od osób biorących udział w ankiecie, czasem ocierając się o podstawowe zestawienie końcowe.
- często kompozycje przez nas wyróżnione posiadają dwie lub więcej wersji istniejących w publicznym obiegu. Warto pamiętać, że choć dobra piosenka powinna bronić się w każdym wykonaniu, to wskazany przez nas link prowadzi do wersji uznanej przez nas za podstawową bądź nadrzędną.
Poza tym przez chwilę kusiło nas, żeby ten ranking obudować obszernym artykułem wprowadzającym, ideologicznym manifestem czy czymś podobnym. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na wstęp ani-odrobinę-dłuższy-niż-to-potrzebne. W końcu na longplaye jeszcze przyjdzie pora, teraz przyświeca nam idea singla.
Komentarze
[29 maja 2012]
[28 maja 2012]
[28 maja 2012]