Jamie xx
Girl
W ostatnich miesiącach obrodziło znakomitymi utworami przeznaczonymi do zawojowania tysięcy wakacyjnych playlist. Ot, tylko do moich wielokrotnie zapętlanych ulubieńców z tej szufladki dołączyły m.in. melancholijne „Brain” Banks, dostojne „West Coast” Lany Del Rey czy sentymentalne „Passing Out Pieces” Maca DeMarco. Chyba żaden z wymienionych tracków nie charakteryzuje się jednak aż takim ewokacyjnym potencjałem jak najnowszy singiel Jamiego xx. Podczas odsłuchu trudno uwolnić się tu bowiem od retrospektywnej wizji wędrówki/przejażdżki po rozgrzanej od upału szosie, w trakcie której gęsta, powietrzna zawiesina – pokłosie lejącego się z nieba żaru – pogrywa sobie ze zmysłem wzroku, zniekształcając proporcje tego, co majaczy gdzieś na horyzoncie.
Dźwiękowe odzwierciedlenie przywołanego obrazka Brytyjczykowi udało się osiągnąć przede wszystkim za sprawą korespondujących ze sobą niskich gitarowych tonów, zapożyczonych z tego oto fragmentu utworu „Out There” grupy Studio, z pojawiającą się już we wstępie i bazującą na chromatycznych figlach (przeskoki po ais, cis, dis i fis) euforyczną melodyjką, znajdującą oparcie w porządkującym wszystko, stabilnym dźwięku h. Późniejsze, oszczędnie dokładane warstwy: rozmyte wokale (tym razem wytransferowane stąd) pogłosy i inne subtelności, kontrolują już tylko nieustanne utrzymywanie hipnotycznej, urlopowej dynamiki, co istotne, nawet na chwilę nie dając pretekstu do stwierdzeń typu: „Oj, ale tu to chyba koleś przekombinował”. Kawałek świetnie obrazuje też, jak żywe w bieżącej muzyce są echa dokonań awangardzistów sprzed niemal stu lat, zderzając w radykalnie uprzystępnionej formie post-varese’owską przestrzenność (w kontekście wywołanego już skwaru wybór „Deserts” rozumie się sam przez się) z post-webernowskim punktualizmem w postaci celebrowanych, odcedzanych starannie nutek.
„Girl” wydaje mi się zdecydowanie najlepszym nagraniem Jamiego w solowej karierze, ba, śmiem twierdzić, że jest czymś dużo bardziej wysmakowanym niż większa część (całość?) twórczości jego macierzystego The xx. Tym samym nie zdziwię się, jeśli utwór pod względem ilości odtworzeń u wielu słuchaczy stanie w szranki z zeszłorocznymi „Play By Play”, „Hang On To Life” czy innym „Kaleidoscope Love”, okazując się ostatecznie jednym z ich najistotniejszych odpowiedników A.D. 2014.
Komentarze
[13 lipca 2014]
[12 lipca 2014]
[4 lipca 2014]
[4 lipca 2014]
Wątpię, czy ten nu-indie przechajpiarz stosujący najbardziej oczywiste progresje akordów wie kim jest Varese i czym jest punktualizm