Santigold
Can't Get Enough Of Myself
Już przeszło trzy lata minęły, odkąd wydałem niezbyt pochlebną opinię na temat drugiej płyty Santigold, co niestety (i z całą pewnością) przyczyniło się do tego, że artystka przez ten czas milczała. Trochę mi teraz z tego powodu głupio. Ale jednocześnie noszę w sobie pokłady dumy – nowy singiel Amerykanki dowodzi, że Santi nie podłamała się całkowicie, tylko wyciągnęła wnioski z tamtej lekcji i wzięła się solidnie do pracy.
Metamorfoza, której obietnicę niesie utwór „Can't Get Enough Of Myself”, kojarzy się z ostatnimi wycieczkami Erlenda Oye. Zasadza się bowiem na jeszcze większym wyostrzeniu kolorów. O ile jednak sympatyczny Norweg, przechodząc ze świata folku i elektroniki do estetyki włoskiej piosenki, dokonał zaledwie ubarwienia dyskografii, bez próby jej przewartościowania, o tyle Santi White nowym utworem rozpala wyobraźnię i apetyty na więcej. Możemy się domyślać, że nowa płyta będzie znowu zaangażowana politycznie (sam projekt okładki „99c” symbolizuje współczesne utowarowienie człowieka i jego wszelkich relacji), ale energia, którą naładowany jest poniższy kawałek, skłania przede wszystkim do zachwytu nad formą. Owszem, Santi zawsze blisko trzymała się popu, ale nigdy jeszcze nie dysponowała tak bundickowskim basem! „Can't Get Enough Of Myself” to propozycja z jednej strony przywodząca mistrzów funku z lat 70. (flet), z drugiej, za sprawą ciekawej, charakterystycznej konwencji, kojarząca się z muzyką z filmu „Nie ma mocnych” (też flet). Dużo radości zaklętej w durowych dźwiękach i zaraźliwy refren. Warto czekać na płytę. Być może tym razem Santi zachwyci.