Wywiad z Sanną Klemetti

Obrazek Wywiad z Sanną Klemetti

Paweł Ćwikliński: Cofnijmy się do Twoich muzycznych korzeni. Jakie pierwsze wspomnienie przychodzi Ci do głowy gdy myślisz o początkach swojej przygody z muzyką? Pytam o to, bo na „Juna Kainuuseen” zdajesz się zderzać klasyczne rock and rollowe motywy (w duchu leciwych hipisowskich hitów) z typowo fińską, psychodeliczną atmosferą.

Sanna Klemetti: „Przygoda” jest dobrym określeniem w tym przypadku. Jako dziecko nagrywałam swoje pierwsze kompozycje na kasety i - w wyobraźni - kreowałam sobie rozmaite zespoły, utwory, sesje nagraniowe etc. Wręcz uwielbiałam przesiadywać w pokoju i trenować umiejętności gry na swoim keyboardzie Yamahy. I wciąż, nieprzerwanie myślałam, że własny zespół byłby najwspanialszą rzeczą na świecie. Takie coś jest podróżą trwającą całe życie, a ja od początku tej podróży jestem blisko muzyki. Chciałam poprzez wydobywanie dźwięku i słuchanie, fotrzeć do źródła wielkiej zagadki jaką ona niewątpliwie jest.

PĆ: Czy Twój nowy album kręci się wokół jakiejś określonej fabuły, inspiracji? Wiesz, dla większości słuchaczy z Polski, nieznających języka fińskiego, treść tekstów tych piosenek zdaje się dość tajemnicza…

SK: Owszem, przewija się tutaj kilka tematów. Pierwszym z nich jest rezygnacja i powrót do miejsca, z którego się wywodzę, czyli niewielkiej miejscowości w Kainuu (jednym z fińskim regionów – przyp. red.). Pojawiają się utwory o miłości, o czymś, co mnie wewnętrznie porusza. Jest tu również mały hołd dla mojej mamy, którą to wyobrażam sobie jako kogoś na wzór gwiazdy rocka z lat siedemdziesiątych – o tym właśnie opowiada „Lauantaitanssit”. Mamy tu także ogrom humoru, ale i jednocześnie smutku. A także swego rodzaju głębokie poczucie niewystarczalności w świecie.

PĆ: Jesteś w stanie wyselekcjonować jakieś piosenki z Twojego nowego materiału, które są Twoim największym powodem do dumy?

SK: Jestem zadowolona z „Elämä vain iltaa”, myślę, że podołałam wyzwaniu zaśpiewania tego utworu i brzmię niczym sama Taiska, fińska królowa szlagierów z lat siedemdziesiątych. Wyróżniłabym również tekst i kompozycję „Muurahaiset juhlii”.

PĆ: Teledysk do piosenki tytułowej jest intrygujący, a to dlatego, że możemy na nim zobaczyć urywki filmów wyglądających na zarejestrowane kilka lat temu. Ukazują Cię w różnych sytuacjach, takich jak spontaniczny taniec czy jazda na rowerze w czasie słonecznego dnia. Jaki dokładnie jest cel użycia tych nagrań?

SK: Wszystko zostało nagrane w 2016 roku przy użyciu kamery cyfrowej, telefonu i kamery VHS. Jest to pewien rodzaj kolażu stworzonego z wielu klipów, które w założeniu miały być użyte do innych teledysków. Postanowiłam jednak, że złożę to wszystko w jedną całość. Jest to także powiązane z historią przedstawioną w piosence, w której to wszystko zaczyna stopniowo się burzyć.

PĆ: Truizmem jest to, że szeroko pojęta fińska kultura znacząco różni się od innych, ale co w takim razie jest, w Twojej opinii, jej integralnymi elementami, które świadczą o jej wyjątkowości?

SK: To jest ciężkie pytanie… Może pewien romantyzm i minimalizm?

PĆ: I ostatnie pytanie – jeśli miałabyś wybrać trzy najważniejsze i najbardziej wpływowe fińskie dzieła sztuki (nieważne, czy jest to album, film, powieść etc.), jaki byłby Twój wybór?

SK: Album „Being” Wigwam, album „Pahta untaa” SE, film braci Kaurismäki, „Arvottomat”.

Paweł Ćwikliński (24 marca 2017)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także