Wehikuł do przemycania hałasu na densflor - wywiad z Wilhelmem Brasem

Obrazek Wehikuł do przemycania hałasu na densflor - wywiad z Wilhelmem Brasem

Paweł Kulczyński, znany między innymi jako Wilhelm Bras (Mik.Musik), wystąpi dzisiaj w Cafe Kulturalnej przed Terekke (L.I.E.S. Records). Poniżej zdradza nam swoje plany na najbliższy czas, swoją opinię o współczesnej muzyce elektronicznej oraz opisuje swój proces twórczy.

Twój tegoroczny album „Wordless Songs By The Electric Fire” został bardzo dobrze przyjęty przez recenzentów, grałeś za granicą oraz na kilku festiwalach muzyki elektronicznej w Polsce, czy masz wrażenie, że odniosłeś sukces?

Decydując się na wydanie albumu o rytmicznej tkance i bogatym, niecodziennym brzmieniu, liczyłem trochę na pewne poruszenie wśród krytyków i publiczności szczególnie. Czułem moc tego materiału i zupełny brak odzewu byłby dla mnie zaskoczeniem, choć i tak przecież mogło być w gąszczu wydawnictw. Odniosłem sukces na własną miarę, bo sprawdziły się moje założenia i w ciągu niespełna roku od startu Wilhelm Bras wyraźnie zaistniał na scenie eksperymentującej. Taki obrót sprawy ma znaczenie o tyle, że idą za tym konkretne możliwości koncertowe, kontakt ze słuchaczami i motywacja do dalszej pracy. Nowy album już powstał i czeka na wydanie, a materiał z niego pojawi się podczas mojego piątkowego koncertu w Kulturalnej.

„Wordless Songs By The Electric Fire” zdaje mi się idealnie wpisywać w obecne czasy, w których wielu artystów eksperymentujących z dźwiękiem sięga po muzykę techno i house (np. Pete Swanson, Heatsick, Prurient) i przeciwnie, producenci techno i house'u zwracają się ku awangardowym inspiracjom. Czy Twoim zdaniem to pozytywne zjawisko?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, każdy przypadek jest inny. Z pewnością wszystkie działania, które poszerzają pole rażenia muzyki spoza głównego nurtu i pozwalają na docieranie do nowych odbiorców artystom o cięższym uchu, uważam za pozytywne. Każda duszyczka wyrwana za pomocą miarowego bitu z okowów plastikowego mainstreamu jest dla mnie cenna.

Czy odnalazłbyś swoją twórczość w powyższym zjawisku lub na którejś ze scen muzyki elektronicznej?

Częściowo pewnie tak, Wilhelm Bras jest takim wehikułem do przemycania hałasu na densflor - a chyba mniej od wpisywania się w trend. Jest to raczej osobista potrzeba takiej ekspresji, trochę też buntu przeciw miałkości niektórych hajpowanych projektów z obszaru nowego techno.

Będziesz grał przed Terekke z L.I.E.S. Records, jedną z wielu tegorocznych rewelacji z tej wytwórni, a nawiązując do jednego z poprzednich pytań - czy tego typu artyści stanowią dla Ciebie źródło inspiracji? Jeśli tak, może zechciałbyś podzielić się ze mną i czytelnikami paroma Twoimi ulubionymi wydawnictwami mijającego roku (a jeśli nie, to czy mógłbyś podać kilku wykonawców, którzy Cię poruszyli w ostatnim czasie)?

Prawdę mówiąc, miano Terekke usłyszałem pierwszy raz podczas propozycji zagrania koncertu i pobieżna lustracja dokonań tegoż nie przyniosła zachwytu. Owszem, lubię czasem kanapowy soft, ale żeby się od razu inspirować, to już niekoniecznie. Słucham niezbyt wiele klubowej elektroniki, zazwyczaj trudno tam o świeżość czy inspirację. Jestem niecierpliwy i jak po parudziesięciu sekundach nic nie wzbudzi mego zainteresowania, to płyta zwykle spada w czeluść zapomnienia, co staje się w 95% przypadków muzyki z bitem.

Tegoroczne wydawnictwa obfitowały w rytmiczne przyjemności, początek roku to Matmos – „The Marriage of True Minds”, potem Atom TM i jego „HD”, Anna Meredith i jej rezolutna EP-ka „Jet Black Raider”, Tim Exile oraz Vatican Shadow na koncertach w Danii mnie ucieszyli. DJ Koze, Devendra Banhart, Sam Amidon, Julia Holter mieli też swoje miejsce moim sercu. Z cięższych spraw - Fire! w wersji płytowej i live w dwóch odsłonach to dobra rzecz, Nurse With Wound & Graham Bowers – „Parade”, Matthew Herbert z nowym albumem „The End of Silence”, Robert Piotrowicz zawsze bliski memu sercu, a także mikstejpy Demdike Stare. Słucham odrobinę muzyki klasycznej, np. Schoenberga, Bartoka, Xenakisa. Zdarzy się też odrobina noise’u dla równowagi, wiosenny koncert nieodżałowanego Zbigniewa Karkowskiego ustawił mnie na lata. To oczywiście lista dalece niepełna.

Czy lepiej się czujesz występując na scenie festiwalowej, jak podczas Taurona Nowej Muzyki oraz Unsoundu, czy pośród tańczącej publiczności, jak na poprzednim, warszawskim koncercie w Powiększeniu?

Każda sytuacja koncertowa ma swoją specyfikę i dobre strony. Na Nowej Muzyce miałem fantastyczny plenerowy soundsystem i mogłem go rozbujać naprawdę solidnie, dla muzyka to wartość sama w sobie, przy tym publiczność reagowała żywiołowo, mimo sporego dystansu estetycznego sceny Mik Musik od innych propozycji festiwalu. To budujące, bo jednak TNM jest popularnym festiwalem.

Unsound to nieco inne ciastko - wygrać poparcie wyrobionej publiczności, przy konkurencji dwóch innych, większych scen jest wymagającym zadaniem i to poważna praca, choć miła oczywiście, a i efekt był zadowalający.

Natomiast w Powiększeniu, pośród tańczących osób, w tym znajomych i przyjaciół, czułem się bardzo swobodnie i ogólnie znakomicie poszło. To był jak dotąd mój najlepszy klubowy koncert, także dzięki wspaniałej reakcji publiczności bawiliśmy się razem. To był moment sukcesu!

W jaki sposób doświadczenia grafika i artysty tworzącego instalacje dźwiękowe przekładają się na Twoją twórczość jako Wilhelm Bras?

Praca projektanta-freelancera daje czas na muzykę i elastyczność wyjazdową, a bez tego trudno poważniej myśleć o graniu. Z kolei działalność na polu sound artu i sztuki współczesnej korzysta z wielu narzędzi muzycznych. Cała moja aktywność zlewa się w gruncie rzeczy w jeden strumień.

W jaki sposób samodzielne konstruowanie sprzętu wpływa na Twoją twórczość, w porównaniu z rynkowo dostępnym oprogramowaniem i sprzętem?

Syntezatory budowane własnoręcznie tworzą obecnie bazę mojego brzmienia. Produkty sklepowe są dalece standaryzowane i nawet bardzo drogie analogowe, krótkoseryjne, butikowe systemy modularne maja powtarzalne cechy. Budując instrumenty samodzielnie wprowadzam nieoznaczoność na poziomie hardware'owym, mogę korzystać z projektów historycznych czy niedostępnych komercyjnie. Pracuję z bazowymi składowymi dźwięku, oswajam detale, które zwykle umykają uwadze. Przez wiele lat szukałem satysfakcjonującej mnie metody pracy z muzyką i przeszedłem różne etapy. Poświęcenie 2-3 tygodni na zbudowanie jednego modułu syntezatora jest też psychologiczną deklaracją zaangażowania we własne działanie.

Czy identyfikujesz się z etosem DIY (Do It Yourself)?

Nie jestem prorokiem DIY, choć taka postawa okazała się dla mnie użyteczna, ale sytuacje innych muzyków są różne. Korzystam też z wielu gotowych narzędzi i nie jestem ortodoksem w tej materii. Popieram łączenie rożnych metod w komponowaniu muzyki, instrumentów cyfrowych, analogowych, tradycyjnych, wszelkich dostępnych technik i technologii, starych i nowych. Liczy się efekt końcowy i jak komuś łatwiej pracować wyłącznie na laptopie i osiąga znakomite efekty, tym lepiej dla niego i zazdroszczę serdecznie wyobraźni, z tym że to raczej niezmiernie rzadkie przypadki i zwykle trzeba się bardziej namęczyć.

Czy możesz zdradzić jakie masz plany na nadchodzący rok?

Mam nadzieję na kolejny rok pełen koncertów, być może więcej zagranicznych, a są pewne działania w tym kierunku. Wiele wskazuje, że moja kolejna płyta pod szyldem Wilhelm Bras ukaże się również na winylu, co byłoby przyjemne. Z racji sezonu zimowego, sporo czasu spędzam budując kolejne moduły syntezatora i mają one wpływ na ewolucję brzmienia, co będzie słyszalne w Kulturalnej. Planuję też kilka plenerowych interwencji dźwiękowych, również w zimowej scenerii, oby tylko kondycja tragarza mi dopisała!

Krzysztof Krześnicki (27 grudnia 2013)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: kuba
[28 grudnia 2013]
w sumie to koncert typa na brutażu to czołówka lajwów tego roku. pompuj ten rap...

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także