Morrissey

Stodoła, Warszawa - 19 listopada 2014

Zdjęcie Morrissey - Stodoła, Warszawa

fot. Agnieszka Ostrowska

Tradycyjnie już śniła mi się zagłada nuklearna. W pociągu do Radomia czytałem „Zawsze jest dzisiaj” Michała Cichego, m.in. fragment o chłopcu, który mówił na swoją mamę Kunia (bo była podobna do kuleczki) i który zginął zasypany w wykopie. Rojenia o jego Woli przerwał mi mój Służewiec. Po 10 Domaniewska ćwiczyła ewakuację, załatwili nam nawet wóz strażacki i ambulansy. Trwał UAT, mój wkład w telekonferencję z Battle Creek ograniczył się do sprawozdania warunków pogodowych w Warszawie. Wyszedłem o 17, po drodze minąłem przedszkole muzyczne Piotra Rubika, odpaliłem „Vauxhall and I”, usiłowałem przypomnieć sobie „Withnail and I”, ale rozkojarzył mnie azbestowy gmach telewizji na Woronicza. A raczej Krystyna Janda w „Człowieku z marmuru”. Wysiadłem na Wierzbnie, w wagonie metra oglądałem nowe mapki, spotkaliśmy się pod SGH. Zjedliśmy na Rakowieckiej porcję na pół, ludzie w tramwajach patrzyli nam w talerzyki.

Nie widziałem Stodoły od jakichś dwudziestu lat. Skojarzyłem parkiet, na którym rozstawili się wtedy giełdowicze, ich ławki z komputerami, pudełka na płyty główne i karty graficzne, opakowanie po grze „Harpoon”, której ojciec ostatecznie mi nie kupił. Z tej wycieczki do Warszawy pamiętam jeszcze smród i wilgoć pod mostem Poniatowskiego oraz tosty z serem, które zjedliśmy w Łazienkach. Samych Łazienek już nie. Nad wejściem wisiały plakaty, reklamujące kolejne koncerty, trochę jak na Roundhouse w Chalk Farm, tyle że tu Morrisseyowi towarzyszyła Iza Lach, Luxtorpeda, Coma, Kasia Stankiewicz, Edyta Bartosiewicz. Wziąłem gin z tonikiem, potem poprosiłem o whisky z colą, ale barman nalegał, żebym spróbował z sokiem jabłkowym. Temperatura skoczyła o dobrych kilka stopni, gdy sala zapełniła się ludźmi. Pomyślałem, że czas polubić Ramones, Siouxsie and the Banshees, Chrisa Andrewsa, nieswoje wspomnienia. A jeśli łysieć, to jak Brian Eno - na pokaz. I że w nienawiści do Margaret Thatcher po jej śmierci więcej jest czułości niż czegokolwiek innego. I że ja też bym nie chciał, żeby mi ktoś obcy zakłócał spacer po własnych śladach.

Łukasz Błaszczyk (28 listopada 2014)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: jurek owsiak
[6 marca 2016]
"nie widziałem stodoły od jakichś dwudziestu lat"
to na jakie ty koncerty chadzałeś przez ten cały czas chopie
Gość: ja
[3 grudnia 2014]
to jakis niepelnosprawny to pisal
Gość: Supus
[1 grudnia 2014]
Swietne podsumowanie publiki
Gość: s
[29 listopada 2014]
wtf
Gość: czyli lejemy wodę w recenzji
[28 listopada 2014]
jw

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także