Molly Nilsson

Piękny Pies, Kraków - 11 lutego 2013

Zdjęcie Molly Nilsson - Piękny Pies, Kraków

Mistrzyni introwertycznej lo-fi elektroniki ponownie zawitała do Polski. Koncert Molly Nilsson w krakowskim Pięknym Psie był częścią trasy klubowej, która zdaje się trwać nieprzerwanie już od dawna – polscy fani Szwedki wiedzą, że koncertuje u nas bardzo często (w ubiegłym roku aż dwukrotnie), choć nie jesteśmy pod tym względem narodem wybranym. Molly żyje bowiem w ciągłym ruchu – jeszcze pod koniec ubiegłego roku odwiedziła Stany Zjednoczone i Kanadę, a do Polski przyjechała wprost z Niemiec. Kraków był dla niej trzecim przystankiem – poza tym wystąpiła też w Zielonej Górze, Wrocławiu i Warszawie. Krakowski koncert zorganizowała fundacja Front Row Heroes, organizator Green ZOO Festival, skoncentrowanego na promocji muzyki tu i teraz – nieznanych polskiej publiczności wykonawców, tak rodzimych, jak i zagranicznych.

Występ rozpoczął się o 21 i trwał około godziny. Molly wyszła na scenę sama, z butelką piwa w dłoni, ubrana w ascetyczną czerń. Na uboczu, w mało eksponowanym miejscu, stał laptop, który służył artystce za całe instrumentarium. Dzięki niesamowitej charyzmie i prezencji scenicznej a la chelsea girl, minimalistyczny koncert przerodził się w magnetyzujące widowisko już na etapie pierwszego kawałka. Nie licząc „A Song They Won’t Be Playing on the Radio” z albumu „Follow the Light”, Molly wykonała wyłącznie utwory z „History”, wydanego w 2011 roku. I choć niewątpliwie łatwo było przewidzieć taki przebieg występu, wiernym fanom „These Things Take Time” (do których się zaliczam) mogło zabraknąć sypialnianego lo-fi dream popu znanego z pierwszej płyty, ze wszystkimi jego szumami, klikami i pauzami. Jednak w takiej scenerii i przy takiej realizacji, nawet charakterystyczne dla „History” połączenie new romantic z eurodancem zabrzmiało kameralnie i bezpretensjonalnie. Reakcja tłumu na skoczne (choć, co dało się usłyszeć w rytmie, ewidentnie klawiszowe) intro „City of Atlantis” mówiła sama za siebie – tłum ludzi płci obojga, z różnych przedziałów wiekowych, jak jeden mąż rzucił się w podskoki.

W przerwach między piosenkami Molly czarowała widownię subtelnym, acz ciętym poczuciem humoru. „Kraków to moje ulubione miejsce na występy, a nie mówię tego każdemu. Dlatego teraz wykonam piosenkę, którą gram każdemu” – zapowiedziała, po czym zatraciła się w znajomych dźwiękach „I Hope You Die”. Zaskoczyła też wstępem do „The Bottles of Tomorrow”: „To piosenka o Unii Europejskiej; o tym, czym miała być, a co z niej pozostało. Nic nie wiecie o tych sprawach, prawda?”. Entuzjazm widowni skłonił ją do powrotu na krótki (dwukawałkowy) bis, chociaż, jak przyznała, to „całkowicie wbrew jej zasadom”. Po koncercie zniknęła równie niepozornie, jak się pojawiła.

Molly Nilsson pracuje obecnie nad nowym albumem, który ma ukazać się już w kwietniu. Pozostaje nam liczyć, że tworząc program trasy promocyjnej, artystka nie zapomni o Polsce, wszak jej klimatyczne koncerty to ten typ rytuału, który za każdym razem odkrywa się na nowo. Nie oznacza to jednak, że Molly już niczym nas nie zaskoczy – co prawda wszystkie jej płyty stanowią wariację na temat lat osiemdziesiątych, ale dzięki temu, że za kontekst służy zawsze inny gatunek ejtisowej muzyki, każdy album brzmi jak odrębna, unikalna, spójna całość. Zatem: dokąd teraz? Tylko Molly raczy wiedzieć, niemniej jestem przekonana, że szykuje się joyride.

Ania Szudek (25 lutego 2013)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: MRC
[26 lutego 2013]
Znalazłem bootleg z koncertu wrocławskiego, jakby kogoś interesowało:
http://www.legitymizm.org/multimedia-koncert-puzzle

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także