TrzeciE Ucho: The Ex feat. Ken Vandermark, Pantha du Prince, DJ Rupture, Mouse on Mars, Ścianka, Paris Tetris feat. Eddie Stevens

Elektrociepłownia Powiśle, Warszawa - 1 lipca 2011

Zdjęcie TrzeciE Ucho: The Ex feat. Ken Vandermark, Pantha du Prince, DJ Rupture, Mouse on Mars, Ścianka, Paris Tetris feat. Eddie Stevens - Elektrociepłownia Powiśle, Warszawa

W dzień inaugurujący półroczną prezydencję Polski w Unii Europejskiej wcale nie było czuć, że omija nas coś ważnego w Gdyni. Wręcz odwrotnie – to właśnie Warszawa zdawała się być najważniejszym, najradośniejszym miejscem w Polsce czy nawet na całym Starym Kontynencie. Przy Pałacu mogliśmy podziwiać wspaniałe fajerwerki, niezdzieralny głos Angie Stone czy wykonanie „Snu o Warszawie”, które wyszło Edycie Górniak jeszcze gorzej niż hymn narodowy. Ale to wszystko wiem z drugiej ręki, bo zamiast wydarzenia, które najciekawiej wypada w pudelkowych newsach wybrałam koncerty za które spokojnie mogłabym zapłacić, ale z okazji rozpoczęcia prezydencji zostały nam sprezentowane.

Wieczór rozpoczęła grupa Paris Tetris – prawdopodobnie najbardziej niedoceniony polski projekt nad Wisłą (bo jednocześnie doceniani przez „The Wire”), tym razem z gościnnym udziałem Eddiego Stevensa – muzyka kojarzonego z Moloko i solową karierą Roisin Murphy. Dzięki temu z natury dość rozimprowizowane utwory zespołu zyskały bardziej taneczny wymiar. Lekko rozczarował mnie repertuar – usłyszeć można było właściwie wyłącznie nowe utwory, z debiutu rozpoznałam tylko kawałek „Norberta”, ale to takie narzekanie dla narzekania, bo trudno nie przyznać, że oba albumy reprezentują równie wysoki poziom. Do dodatkowych atrakcji należy zaliczyć rewelacyjne, zabawne wizualizacje – od fragmentów starych gier wideo po dość awangardowe etiudy filmowe.

Zaraz po warszawiakach na scenie pojawił się nie kto inny jak Ścianka. Koncert miał być specjalny ze względu na rozszerzony skład grupy o sekcję smyczkową (tzw. Księżniczki), chórek, trzech puzonistów oraz... Andrzeja Smolika na instrumentach klawiszowych. Szczerze powiedziawszy, to oprócz noise’owych (sic!) wtrętów tego ostatniego, ten ogromny skład występujący na scenie niespecjalnie wpłynął na ogólne brzmienie muzyki. Było wywoływane przez fanów zespołu „The Hill”, ale też kilkanaście nowych utworów, bardzo różniących się klimatem – od takich, po których od razu słychać, że to Ścianka, po kompozycje brzmiące niczym Acid Mothers Temple.

Gdy zespół zszedł ze sceny, zamiast występu niezbyt przekonującego Ililta Band wybrałam kiełbaski, ale ktokolwiek kogo bym się nie pytała potwierdzał, że moja decyzja była dobra. Szczególnie, że zaoszczędziłam siły na niezwykle energetyczny gig The Ex, którym towarzyszył kultowy saksofonista Ken Vandermark, który w Polsce czuje się niczym w drugim domu. Zresztą muzyk przyznawał w wywiadach, że chciałby z nimi współpracować równie mocno, co ze Stevem Albinim. Marzenie spełnione i to z niezwykle dobrym skutkiem – utwory The Ex aż się proszą o uzupełnienie ich improwizowanym saksofonem. Zagrano głównie nowy album, utrzymujący równie wysoki poziom co poprzednie z blisko trzydziestoletniej kariery zespołu, ale pojawił się również cover węgierskiej grupy Muzsikas. Zupełnie bez przesady – jeden z najlepszych koncertów na jakich kiedykolwiek byłam.

Po występie Holendrów rozpoczęła się taneczna część wydarzenia w Elektrociepłowni. Zainaugurował ją będący pierwszy raz w Polsce DJ Rupture, wplatający w basowo-etniczne beaty liczne przeboje, m.in. „Rolling In The Deep” Adele. Powtórkę z Offa zaserwowali Mouse On Mars – podobnie jak w Katowicach rozpoczęli i zakończyli swój set syreną. Muzycznie również niespecjalnie zaskakiwali – szatkowali swoje albumy, robiąc z nich bardzo sprzyjąjącą hulankom mieszaninę. Ale jeśli ktoś widział ich już wcześniej, mógł czuć się rozczarowany.

Inaczej było podczas kolejnego już w Polsce występu Panthy du Prince’a, którego udało mi się złapać ostatnio na Nowej Muzyce. Wtedy jego set wydawał się bardziej kontemplacyjny (jeszcze te wizualizacje z pasmami górskimi...), w Elektrociepłowni natomiast pokazał swoją bardziej rozrywkową twarz – co prawda wciąż grał te swoje eksperymentalne minimale, ale więcej w tym było dyskotekowej euforii niż wyciszenia rodem z podręczników do medytacji zen. Świetne, płynne przejścia, mini gong, wmiksowane „hity” – „Stick To My Side” czy „Saturn Strobe” oraz liczne improwizacje nie pozostawały nikogo obojętnym. Gdy skoczył wybiła już 5:30, na scenę miał zawitać Jacek Sienkiewicz. Ja jednak musiałam pędzić już na pociąg do Gdyni, ale o tym – za jakiś czas. (Andżelika Kaczorowska)

Screenagers.pl (5 lipca 2011)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: kaczorowska nzlg
[7 lipca 2011]
słuszna uwaga, dzięki!
Gość: krzysiek
[7 lipca 2011]
Drobna uwaga, bo to tak jakoś nie wynika z treści, można wręcz odnieść przeciwne wrażenie: Ken Vandermark współpracuje z The Ex bynajmniej nie po raz pierwszy, wspólne występy grywają od dawna. Zazdroszczę bycia tam.
Gość: DiCaprio
[6 lipca 2011]
Bal na Titanicu. Abstrahując od świetniej treści muzycznej.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także