The Walkmen / Beach House / The Antlers

Webster Hall, Nowy Jork - 16 kwietnia 2009

Zdjęcie The Walkmen / Beach House / The Antlers - Webster Hall, Nowy Jork

Wbrew pozorom - przecież to w zasadzie miejscowy zespół - zobaczyć grupę The Walkmen na żywo w Nowym Jorku to nie lada sztuka. Nic więc dziwnego, że kiedy muzycy tego zespołu po dość długiej przerwie zdecydowali się wystąpić w mieście, z którym są kojarzeni, koncert trzeba było zorganizować w jednej z największych sal koncertowych na Manhattanie, potężnej Webster Hall. Ale nawet to nie do końca pomogło: wszystkie bilety wyprzedały się błyskawicznie, a jeśli ktoś nie zaopatrzył się w nie z wyprzedzeniem - nie miał szans dostać się do środka.

Do końca ważyły się losy supportów, które otwierać miały ten wieczór - o ile od dawna było wiadomo, że tuż przed gwiazdą wieczoru zaprezentuje się grupa Beach House, kilkakrotnie zmieniały się decyzję, co do tego, kto ma otworzyć wieczór: najpierw miała to być grupa Wild Light, potem Cymbals Eat Guitars, koniec końców stanęło na młodej formacji z Brooklynu, The Antlers. I to był chyba trafny wybór - wydana niedawno płyta „Hospice” okazała się na tyle ciekawa, że warto było posłuchać zawartego na niej materiału na żywo.

Trójka młodych muzyków w swym bardzo krótkim występie wypadła przekonująco, choć nie rewelacyjnie. Obroniła się przede wszystkim sama muzyka: świetne połączenie elementów transowego, gitarowego indie rocka i nieco ambientowej elektronicznej psychodelii. Długie, rozwichrzone kompozycje robiły naprawdę duże wrażenie. Psuła je tylko trochę zupełna bierność samych wykonawców: nawet podczas najbardziej energetycznych fragmentów swego występu stali w bezruchu, jakby dystansowali się od własnej twórczości. To, niestety, bardzo zaważyło na końcowym efekcie.

Po krótkiej przerwie na scenie pojawili się członkowie grupy Beach House. Zaczęli swój występ od krótkiej mowy pochwalnej w podziękowaniu muzykom grupy The Walkmen za zaproszenie do wspólnego występu. A potem zabrzmiały już pierwsze takty jednej z piosenek zespołu - charakterystycznej dla jego twórczości spokojnej ballady z wyraźnymi nawiązaniami do muzyki z lat sześćdziesiątych. I tak było praktycznie do końca tego występu: za pomocą dokładnie tego samego zestawu instrumentów, którym posługiwali się też muzycy The Antlers: gitary, klawiszy i perkusji, członkowie Beach House generowali muzykę o wiele łagodniejszą, cieplejszą i melodyjną. Mocny, charakterystyczny głos wokalistki grupy górował nad całością i pewnie prowadził słuchaczy przez kolejne kompozycje. Ale w kwestii zachowania na scenie ten koncert bardzo przypominał poprzedni występ: był bardzo statyczny, a wręcz nudnawy.

Pod tym względem wszystko się zmieniło, gdy na scenie pojawili się muzycy grupy The Walkmen. I nie tylko dlatego, że było ich więcej niż członków dwóch poprzednich zespołów razem wziętych. Na dodatek zespół zaprosił do wspólnego występu sporą, siedmioosobową aż, sekcję dętą, która w wielu piosenkach wspierała go istną kanonadą dźwięków granych na trąbkach i puzonach, a czasem po prostu... gwizdanych (To brzmiało trochę jak temat z „Mostu na rzece Kwai” - skomentował te poczynania na gorąco wokalista grupy).

W jednym z wywiadów, opublikowanych po wydaniu swej ostatniej płyty, muzycy powiedzieli, że nie ma co szukać na niej drugiego „The Rat”, jakby nieco przytłoczeni niezwykłą popularnością tego, rzeczywiście mocno odstającego od reszty dorobku grupy, utworu. Można się więc było wręcz zastanawiać, czy w ogóle jest on jeszcze w koncertowym repertuarze zespołu. Jest. Zabrzmiał ze sceny jako trzeci, zagrany w bardzo mocnej, punkowej wersji. Ale była to jedna z nielicznych wycieczek w czasy, gdy zespół nagrywał płytę „Bows And Arrows”. Poza tym repertuar oparty był na nowszych, o wiele spokojniejszych i delikatniejszych kompozycjach, momentami robiło się wręcz bardzo lirycznie i nastrojowo. Ale nawet wtedy, gdy muzyka stawała się bardzo stonowana, członkowie grupy nadrabiali to bardzo dynamiczną ekspresją - dokładnym przeciwieństwem tego, co działo się na scenie podczas występów dwóch poprzednich zespołów.

Ten koncert był świetnym dowodem na dwie tezy: że muzyka The Walkmen mało ma już dziś wspólnego z indie rockiem i że sama grupa jest w znakomitej formie koncertowej.

Przemek Gulda (13 października 2009)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także