Ra Ra Riot / Walter Meego / The Moneynotes

Music Hall Of Williamsburg, Nowy Jork - 17 października 2008

Zdjęcie Ra Ra Riot / Walter Meego / The Moneynotes - Music Hall Of Williamsburg, Nowy Jork

To był drugi z wyprzedanych do cna koncertów, które nowojorska grupa Ra Ra Riot grała przed rodzimą publicznością w ramach promocji swej debiutanckiej płyty. A zarazem: jeden z pierwszych koncertów, podczas których ta skromna formacja, jeszcze kilka miesięcy wcześniej co najwyżej otwierająca występy innych zespołów, grała jako headliner. Tym razem to innym przypadło w udziale występowanie w charakterze suportu, co muzycy Ra Ra Riot poznali na własnej skórze aż za dobrze. Swoją drogą: zestaw zespołów występujących przed Ra Ra Riot był co najmniej różnorodny, żeby nie powiedzieć dosadniej: kompletnie niedopasowany.

Jako pierwszy zaprezentował się mianowicie wieloosobowy zespół The Moneynotes. Jego muzyka, aranżacje, a nawet stroje samych muzyków budziły tylko jedno, całkiem jednoznaczne skojarzenie: Dziki Zachód. Bo co innego pomyśleć można o zespole, grającym radośnie proste i bezpretensjonalnie melodyjne country, używając oprócz gitar takich instrumentów jak skrzypce czy tarka do prania? Grupa pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie, zyskując z pewnością kilka punktów u publiczności swą żywiołowością i tryskającym optymizmem swych członków.

Zupełnie inny klimat zapanował na sali, gdy na scenie zainstalowała się trójka muzyków, tworzących grupę Walter Meego. Zaprezentowała ona trzy kwadranse ciężkiego, mrocznego grania, o raczej tanecznym niż rockowym charakterze, choć łączącego w sobie oba te elementy.

Występ przyjęty został nader ciepło, choć takie granie, które mogłoby się idealnie sprawdzić w jakimś tanecznym klubie, za nic nie pasowało ani do traperskich ballad The Moneynotes, ani do oryginalnych indie rockowych pomysłów w wykonaniu Ra Ra Riot.

Ci ostatni pojawili się ma scenie po przedłużającej się bez żadnego wyraźnego powodu przerwie. Ale oczywiście warto było czekać. Pełen energii i żywiołowości skład przedstawił praktycznie cały materiał ze swego debiutanckiego krążka „The Rhumb Line”, układając go bardzo umiejętnie: spokojniejsze, balladowe utwory były dyskretnie poutykane między najbardziej dynamiczne przeboje, na czele z takimi utworami jak: „Can You Tell”, „Ghost In The Rocks” i poruszającą, choć jednocześnie przecież uroczo pogodna kompozycją „Dying Is Fine”, zagraną na sam koniec pierwszej części występu. Po raz kolejny okazało się, jak wielka siła tkwi w znakomicie wykorzystywanym przez muzyków tej grupy pomyśle na łączenie typowo rockowego instrumentarium ze skrzypcami i wiolonczelą. Wynikającego z tego niezwykłego brzmienia ze świecą dziś szukać na scenie indie rockowej.

Kiedy muzycy zeszli ze sceny po trzech kwadransach grania, było oczywiste, że publiczność nie pozwoli na to, żeby ten koncert skończył się w taki sposób. I rzeczywiście: jej zabiegi przyniosły skutek chyba jeszcze bardziej owocny, niż ktokolwiek mógł przewidzieć. Zespół bisował nie raz, a dwa razy, komplementując publiczność na każdym kroku i dziękując za tak ciepłe przyjęcie. Jedno jest pewne - nie było ono ani trochę na wyrost: grupa pokazała się tego wieczoru z jak najlepszej strony.

Przemek Gulda (28 maja 2009)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: krzysiek
[29 maja 2009]
2008? Dlaczego dopiero teraz?
Gość: krzysiek
[29 maja 2009]
Października?

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także