Tegan And Sara

Nowy Jork, Hiro Ballroom - 1 sierpnia 2007

Zdjęcie Tegan And Sara - Nowy Jork, Hiro Ballroom

Pierwszy z dwóch nowojorskich koncertów kanadyjskiego duetu Tegan And Sara odbył się w bardzo nietypowym miejscu. Nietypowym jak na koncerty, a zwłaszcza takie koncerty. Hiro Ballroom mieści się podziemiach słynnego The Maritime Hotel w drogiej i ekskluzywnej dzielnicy Chelsea. To budynek o niezwykle charakterystycznym wyglądzie: jego fasada to płaska biała ściana z kilkoma rzędami okrągłych, podobnych do bulajów, okien. Sam klub zaś to na poły ekskluzywna restauracja urządzona w starojapońskim stylu, na poły zaś – klasyczna dyskoteka ze sporym miejscem do tańca i wielką srebrną kulą zawieszoną u sufitu. Jednym słowem – pod każdym względem złe miejsce na koncerty, podczas których potrzebna jest domowa atmosfera i bliski kontakt z zespołem.

Początek występu mógł sprawić wrażenie, że ze sceny będzie biło równie dużym chłodem, co z wykonanych z białego papieru japońskich lampionów, które zwisały z sufitu. Co prawda na początek zabrzmiał znakomity utwór „Call It Off”, zamykający najnowszą płytę grupy, w którym padają znamienne i poruszające słowa: maybe you would’ve been something I’ll be good at, ale obie artystki zdawały się być bardziej skupione na swoich instrumentach niż na widowni. Tak było przez trzy pierwsze utwory.

Ale nagle okazało się, że to tylko wstęp, podczas którego Kanadyjki musiały się widać oswoić z sytuacją – w końcu był to ich jeden z pierwszych koncertów po długiej, ponad półtorarocznej przerwie. A potem wszystko się już zmieniło – zaczęło się od ciepłego przywitania, które wciąż jeszcze mogło się wydawać koncertową koniecznością, ale szybko okazało się, że zdecydowanie nią nie było. W każdej kolejnej przerwie między utworami artystki rozgadywały się coraz bardziej. Przodowała w tym zwłaszcza Sara, starsza z sióstr, która opowiadała niekończące się, ale zajmujące, czasem wzruszające, czasem głuptacko śmieszne historie, przede wszystkim: historie rodzinne. Tak to jest z zespołami, w których występują rodzeństwa. Na dodatek – gadatliwe rodzeństwa. Niektóre przerwy między utworami trwały dłużej niż same piosenki, choćby wtedy, gdy Sara opowiadała mrożącą krew w żyłach historię o szalonej wycieczce samochodowej z własnym dziadkiem za kierownicą. Ale naprawdę zabawnie robiło się wówczas, gdy siostry zaczynały przekomarzać się i ustalać między sobą prawdziwą wersję wydarzeń ze swojego dzieciństwa – choćby faktów dotyczących czterokrotnego złamania ręki przez Tegan. W tych momentach koncert zamieniał się w towarzyskie spotkanie, a odstręczające wnętrze Hiro Ballroom stawało się dziewczęcą sypialnią, do którego siostry zaprosiły widzów, żeby poopowiadać im kilka historii.

Ale nie zapominały oczywiście o muzyce. „Grajmy już, w końcu oni stoją, a nie siedzą sobie wygodnie na dywanie, zmęczą się zaraz!” – przygadywała Tegan siostrze, gdy ta zagalopowała się w swoich opowieściach. Więc grały. Pomysł na repertuar tego koncertu był zgoła nietypowy. Artystki postanowiły zagrać całą najnowszą płytę, prezentując utwory w odwrotnej niż na krążku kolejności. Potem zaś zaprezentowały zestaw swoich największych przebojów – większość z nich pochodziła oczywiście z ich najpopularniejszej, poprzedniej płyty „So Jealous”, choć zdarzyło się też kilka wycieczek w bardziej odległą muzyczną przeszłość kanadyjskiego duetu.

Artystki sprawnie balansowały nastrojem, gładko przechodząc od delikatnych, łagodnych ballad do ostrzejszych, niemal punkowych kompozycji. Choć każda z nich obsługiwała kilka instrumentów, z gitarami i klawiszami na czele, nie obyłyby się oczywiście bez pomocy ze strony innych muzyków – za ich plecami stało trzech panów, których artystki komplementowały kilkakrotnie podczas koncertu, opowiadając przy okazji zabawne historie – np. tą o perkusiście, który… złamał sobie podeszwę w bucie podczas wyładowywania sprzętu z samochodu.

I taki był cały ten koncert – bez żadnego zadęcia, bez najmniejszego śladu gwiazdorstwa. Zupełnie jak spotkanie dwóch sióstr, a jednocześnie największych przyjaciółek, na które przez jakiś przypadek dostało się z 300 dodatkowych osób. I żadna z nich z pewnością nie wyszła z Hiro Ballroom niezadowolona.

Przemek Gulda (23 listopada 2007)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: G
[14 maja 2009]
Mała nieścisłość. Sara jest młodsza - o całe 8 minut:)

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także