Murcof
Łódź, Jazzga - 14 października 2007
Według doniesień prasowych łódzki klub Jazzga ma zostać niebawem zamknięty z inicjatywy skarżącej się na nadmierny hałas sąsiadki. Niedzielny występ Murcofa zapewne utwierdził poszkodowaną w przekonaniu o słuszności swojego oporu. Meksykański artysta zaprezentował tego wieczoru repertuar o obezwładniającej momentami intensywności – podejrzewam, że generowane z wnętrza Jazzgi zjawiska akustyczne nie tylko skutecznie uniemożliwiły okolicznym lokatorom delektowanie się wieczornym wydaniem Panoramy, ale i mogły dostarczyć im uzasadnionych obaw przed koniecznością skorzystania z usług szklarskich.
Fernando Corona promował podczas kilkudniowej trasy w Polsce swój najnowszy album „Cosmos”, więc nie dziwił fakt, że łódzki występ rozpoczął się od utworu z tej właśnie płyty. „Cielo” – najbardziej przystępna kompozycja wspomnianego wydawnictwa – idealnie sprawdziła się w roli wprowadzenia do koncertu, zachęcając potężnym basowym bitem do delikatnych ćwiczeń szyjnego odcinka kręgosłupa. Dźwięki rozpoczynające następny utwór początkowo zagłuszane były przez ożywione pogawędki na widowni, wkrótce jednak ten stan rzeczy miał ulec dramatycznej zmianie. Rozbrzmiała jedna z części monumentalnego utworu „Cosmos”, w którym Corona – niczym docent testujący w laboratorium maksymalną odporność królików na wstrząsy elektryczne – stopniowo eskalował napięcie powolnymi przesunięciami gałek aparatury, aż do momentu w którym monolityczne masy dźwięku ustanowiły w Jazzdze i jej okolicach totalitarną hegemonię. Na widowni dostrzec można było pokornie zwieszone głowy i zamknięte w skupieniu oczy; w promieniu klikudziesięciu metrów wokół budynku przy ul. Piotrkowskiej 17 zapewne rozpoczął się płacz, zgrzytanie zębów i pisanie listów do Zbigniewa Ziobry. Początek koncertu przekonywał w spektakularny sposób, że lepsza połowa ostatniego albumu Meksykanina („Cielo”, „Cosmos I”, „Cosmos II”) to muzyka do której warto wracać. W trzeciej odsłonie tego koncertu Corona powrócił do technicznego oblicza swojej twórczości prezentując utwór „Rios” z doskonałej „Remembranzy”. Schemat przeplatania utworów opartych na bitach z kompozycjami ambientowymi utrzymał się już do końca koncertu. Usłyszeliśmy jeszcze „Ulyssessa”, stanowiącą ponowny test wytrzymałości wyrobów szklanych, drugą część utworu „Cosmos” i wreszcie pochodzący z genialnego debiutu Meksykanina utwór „Unison”. Po jego zakończeniu waleczna sąsiadka Jazzgi mogła odetchnąć z ulgą. Niezwykle skromny i sympatyczny Meksykanin ukłonił się publiczności w pas i zszedł ze sceny.
Murcof zaprezentował zbalansowaną chronologicznie mieszankę utworów, skondensowaną do zaledwie około 60 minut, ale w pełni zadowalającą. Mimo ochoczych wezwań publiczności Corona na bis się nie zdecydował. Może i dobrze. W następną niedzielę okazało się, że powroty na scenę osobników z piwem w nazwisku nie wypadają w Łodzi najlepiej.