!!!
Warszawa, Hard Rock Cafe - 14 sierpnia 2007
Nie płakałem po „Giulianim”. Szkoda, że !!! nie zagrali klasycznego singla, ale rozumiem że ludzie odpowiedzialni za genialne „S.T.R.E.E.T D.A.D.” i bardzo dobre „Myth Takes”mają inne ambicje niż Alphaville odtwarzające na festynach „Big In Japan”. Nie było klasycznego singla tej dekady, jednego z dwóch brylantów dance-punka i na tym zakończmy temat. Grali godzinę i zmietli.
Tuż przed koncertem poleciało „Hallogallo” Neu! Gdy Mercury Rev przed swoim występem zaproponowali wizualizację przedstawiającą okładki ważnych dla nich płyt, to zapachniało hipsterką (choć przecież nie wiadomo co to tak naprawdę znaczy). Jednak kiedy zabrzmiał pomnik krautrocka, odniosłem wrażenie, że to hołd właśnie dla tej formacji. Tym bardziej kiedy pierwszy na scenę wyszedł wąsaty perkusista Jerry Suchs, żywcem wyciągnięty z przedzjednoczeniowych Niemiec. Perkusistów było zresztą jeszcze w sumie dwóch, jeden na stałe, drugi dorywczo, zaś cała regularna formacja liczyła osiem osób. Po jakimś czasie zaledwie poprawnego wokalnie Nica Offera, wsparła łysa Murzynka o potężnym głosie, co naturalnie wywindowało poziom koncertu. Nic miał dzięki temu czas na skakanie, taniec, wychodzenie do publiczności, wreszcie na kompletnie ekwilibrystyczny wyczyn: Offer wszedł na antresolę i tańczył po zewnętrznej stronie balustrady. Niestety, balkonowa widownia reagowała chłodno, jakby obawiała się, że szalony wokalista urwie im muszki i zabierze ich lornetki. Na dole było trochę lepiej, z naciskiem na „trochę”.
Żeby wam uzmysłowić, jak bardzo nie wiedzieliśmy co nas czeka, przytoczę wstydliwe, w obliczu jakości tego gigu, dywagacje jakie prowadziliśmy z Kubą na temat tego czy partie instrumentów dętych odtworzą z samplera. Tymczasem o żadnych tego typu fuszerkach nie było mowy, to żywi drummerzy obsługiwali saksofon i trąbkę. Koncertowy potencjał tego bandu jest szalony – współpraca między muzykami, perfekcyjne wykonanie, wreszcie sceniczne umiejętności stawiają Chk Chk Chk chyba w czołówce live actów świata, ale przecież co ja widziałem. Trudno mówić o highlightach, bo to była niesamowicie równa godzina genialnej zabawy, nawet jeśli, będę się upierał, zachowanie publiki było średnie. Największy bounce przy „Heart Of Hearts”, „A New Name”, „Hello, Is Thing On”. O czym ja wam będę mówił, kto nie był, popełnił błąd – dużo większy niż gdyby nie przyszedł pierwszego dnia. Choćby z tego powodu, że akustycy Chk Chk Chk szanowali twoje uszy.